Artykuły i wywiady
Carl Honoré
Karolina Oleksa
Żyć lepiej robiąc mniej
Rozmawiamy z Carlem Honoré, autorem dwóch bestsellerów, przetłumaczonych na 30 języków, dziennikarzem, poliglotą ojcem dwójki dzieci. W Polsce niedawno ukazała się jego druga książka Pod presją, w której postuluje o to, by dzieciństwo nie przypominało wyścigu szczurów.
Pod presją została wydana trzy lata temu w Wielkiej Brytanii. Spotkał się pan z opiniami czytelników, którzy zmienili swój punkt widzenia po jej lekturze?
Myślę, że książka pomogła poruszyć debatę wokół dzieciństwa. Cały czas dostaję wiadomości od czytelników, którzy mówią, że książka pomogła im traktować rodzicielstwo z większym spokojem. Po to właśnie napisałem tę książkę: żeby odzyskać pewność siebie jako rodzic i pomóc innym zrobić to samo. Pokazać, że możemy być lepszymi rodzicami odnajdując równowagę odpowiednią dla naszej własnej rodziny, zamiast stawać na głowie, żeby robić to, co robią inni. Dobrą wiadomością jest to, że coraz więcej rodziców daje swoim dzieciom przestrzeń i czas, których potrzebują do poznawania świata na swoich własnych zasadach. Na przykład rodzice z Europy zapisują swoje dzieciaki do klubów sportowych na otwartym powietrzu i wysyłają na obozy, które wręcz obiecują podejmowanie ryzyka i stawianie czoła niebezpieczeństwom. Widzimy też, jak rodzice bojkotują spędzanie dzieciństwa przed monitorami komputerów i telewizorów. Przełomowym momentem było zmuszenie wytwórni Disney'a do usunięcia słowa „edukacyjne" z reklam serii płyt DVD pt. "Baby Einstein". Kilka miesięcy temu Disney zwrócił pieniądze rodzicom, którzy kupili te płyty. Jak dla mnie, to bardzo ważny, symboliczny zwrot akcji. Ponadto, żeby dać przeładowanym obowiązkami dzieciom trochę wytchnienia, miasta na całym świecie ustanawiają specjalne dni, podczas których zadania domowe i dodatkowe zajęcia są odwołane. Dużo rodzin czuje się lżej, nie musząc pędzić na karate czy hokej na trawie przynajmniej ten jeden dzień w roku. Nawet elitarne uniwersytety zaczęły zmieniać swoją politykę. Instytut Technologii w Massachusetts przekształcił formę swojej aplikacji tak, aby kłaść mniejszy nacisk na liczbę dodatkowych zajęć pozalekcyjnych kandydata, a więcej na rozbudzanie jego pasji. Były dziekan studiów I stopnia na Harvardzie, Harry Lewis, na stronie uniwersytetu umieścił list otwarty do studentów, przekonując ich, że więcej wyniosą ze studiów i z życia, jeżeli zaczną się koncentrować na rzeczach związanych z ich pasjami. Podkreślił też, że więcej zyskają, mając czas na wypoczynek i na chwilę refleksji niż wciskając do rozkładu dnia coraz więcej zajęć. Tytuł jego listu brzmi jak bezpośrednie wyzwanie dla kultury hiper-organizowania: „Zwolnij: Jak wynieść z Harvardu więcej, robiąc mniej."
Pańska książka przekonuje rodziców, że życie pod presją, wyścig za najlepszymi osiągnięciami i uczęszczanie na tuzin dodatkowych zajęć jest krzywdzące dla dzieci. Lepiej pozwolić im bawić się i rozwijać swoje zainteresowania. Nie boi się Pan, że rodzice pójdą w przeciwną stronę i odpuszczą sobie stymulowanie swoich dzieci? Powszechnie wiadomo, że należy je trochę „popchnąć", żeby coś osiągnęły.
Dzieci na pewno muszą być „popychane" i muszą rywalizować. Ale nie cały czas. Złotym środkiem jest znalezienie równowagi. Myślę, że zawsze istnieje zagrożenie, że nastawienie zmieni się za bardzo i pójdzie w przeciwną stronę, tworząc pokolenie rodziców, którzy są za bardzo pobłażliwi. Ale to wydaje mi się niemożliwe. Ten instynkt do pchania, szlifowania i ochraniania naszych dzieci na każdym kroku jest tak silny, że moja książka nie jest w stanie go przełamać. Nawet wielka kulturowa zmiana nie spowoduje, że on zniknie. To zawsze będzie tkwiło w rodzicach.
Czy po napisaniu książki Pod Presją spotkał się Pan z krytyką? Istnieje może jakaś grupa, która uważa, że Pana podejście do wychowania jest błędne?
Muszę przyznać, że nie spotykam się z dużą krytyką książki. Ale jeśli chodzi o wychowywanie to są osoby o odmiennym punkcie widzenia. Pewna kobieta, która napisała „Hymn do Mamy Tygrysicy" [książka propagująca surowe wychowanie, konsekwentną dyscyplinę i ciężką pracę dzieci - przyp. red.] zajmuje odmienne stanowisko do mojego. Interesujące było to, że media i osoby piszące blogi tak agresywnie zareagowały na jej książkę. Osobiście, nigdy nie spotkałem się z czymś, co mogłoby być porównywalne do nienawiści i krytyki wymierzonej w tę kobietę. Jak dotąd, nikt publicznie nie powiedział, że moje podejście do rodzicielstwa prowadzi do zniszczenia dziecka.
Jest pan ojcem dwójki dzieci. Jak zazwyczaj spędzacie czas?
Dużo czasu spędzamy razem na rozmawianiu, wspólnym czytaniu, graniu w gry planszowe. Uprawiamy różne sporty, jeździmy na rowerze, spacerujemy. Gotujemy razem i staramy się jeść wspólne posiłki jak najczęściej się da. To są proste czynności, dzięki którym umacnia się rodzinę.
A jak to było z pańskimi rodzicami? Wspierali pana decyzje, czy byli raczej stymulujący i „popychający"?
Mój ojciec spędzał z nami o wiele mniej czasu, kiedy ja dorastałem. Ale to było normalne dla tamtego pokolenia. Moi rodzice byli pełni miłości. Nie krążyli nade mną jak helikopter ani nie wywierali na mnie presji, żebym robił rzeczy, których nie lubiłem. Czułem, że to ja steruję moim życiem. Od czasu do czasu moi rodzice popychali mnie, kiedy czuli że to było ważne i za to im dziękuję, patrząc wstecz. Miałem dużo wolności, ale oni byli zawsze obok mnie, kiedy ich potrzebowałem.
Opisał pan wiele sposób na ulepszenie dzieciństwa i rodzinnej intymności np. wspólne jedzenie posiłków, które według badań, rozwijają m.in. elokwencję dzieci. Przetestował Pan te sposoby na swojej rodzinie? Które się sprawdzają najlepiej?
Tak, wiele z rzeczy, o których napisałem, sprawdziłem wprowadzając w życie mojej rodziny. Ale oczywiście nie wszystkie, bo to byłoby niemożliwe. Uważam, że nie ma idealnego modelu wychowywania, jest wiele dobrych sposobów na dorastanie. Ale istnieją pewne podstawowe czynniki, których potrzebują wszystkie dzieci: zdrowe jedzenie, regularny sen, czas na zabawę, czas na nudzenie się, wolność poglądów, możliwość eksplorowania świata, wybrania swojej ścieżki życia, poczucia bezpieczeństwa i miłości. Wszyscy chcemy tego samego dla naszych dzieci: żeby były szczęśliwe, zdrowe i mogły w pełni rozwinąć swój potencjał. Wszyscy możemy to osiągnąć, jeżeli będziemy umieć się relaksować i ustanowimy równowagę między robienie za dużo, a robieniem za mało.
Pana idee są z pewnością słuszne, ale nie zawsze łatwo się do nich dostosować. Jakie rady dałby Pan współczesnym rodzicom, żeby mogli wprowadzić te hasła w życie?
Ignorujcie panikę i presję rówieśników - z waszym dzieckiem będzie wszystko w porządku, nawet jeśli nie będzie we wszystkim takie, jak inne dzieci. Zaufajcie swoim instynktom, musicie znaleźć własną drogę do bycia rodzicem. Ważne jest, żeby obserwować i słuchać swoje dziecko. Ono nie jest jakimś produktem, trofeum czy gliną, z której można ulepić dzieło sztuki. Dziecko to osoba, która będzie się świetnie rozwijać, jeżeli będzie mogła być protagonistą swojego życia. Oczywiście, dzieci muszą walczyć i starać się, aby do czegoś dojść, ale to nie znaczy, że dzieciństwo powinno być wyścigiem. Rodzice powinni dać dziecku czas i możliwości do poznawania świata na własną rękę. Muszą dbać o rodzinny rozkład dnia w taki sposób, aby każdy miał czas na odpoczynek, refleksję i spędzenie trochę czasu razem, w gronie rodzinnym. Musimy zaakceptować, że krążenie nad dzieckiem i dawanie mu wszystkiego, co najlepsze nie zawsze jest najlepszą polityką, bo odbiera im o wiele bardziej użyteczną lekcję życia pt. „jak najlepiej wykorzystać to, co się ma". Musimy raczej pozwolić rzeczom biec własnym torem, a nie zmuszać je do działania na naszą korzyść. To znaczy, że musimy zaakceptować, iż najbardziej wartościowe lekcje i doświadczenia często nie mogą być zmierzone czy ładnie upakowane w CV. Dzieciństwo to nie projekt, ale podróż pełna rewelacyjnych odkryć.