Wydawnictwo DRZEWO BABEL

Książka

Alain Le Quernec,

plakacista,

grafik

Stąd i stamtąd (i odwrotnie)

 

Michał Batory to francuski plakacista polskiego pochodzenia.

Michał Batory to polski plakacista zamieszkały we Francji.

Michał Batory to polski plakacista, który dał się poznać we Francji.

Którą prawdę wybrać? Chyba każdy swoją, wedle woli, ale nie można pominąć tego nowego spotkania grafiki francuskiej i polskiej, które przeplatają się ze sobą od końca wojny (tej z lat 1939 – 1945, rzecz jasna).

Pamiętam jak bardzo dawno temu, w latach siedemdziesiątych, marzyłem o robieniu plakatów w Polsce. W Polsce, kraju plakatów: naiwne to było i dziś zdaję sobie z tego sprawę. Pojechałem studiować u Henryka Tomaszewskiego, do kraju, gdzie plakat był sztuką narodową, chronioną, otoczoną

szacunkiem, popieraną, bo cenioną przez grafików całego świata za swój twórczy charakter, za nowoczesność i swobodę graficzną, tak różne od tego, co robiło się wówczas na Zachodzie. Polska stworzyła pierwsze muzeum współczesnego plakatu, pierwsze biennale plakatu, regularnie wybierano tam najlepszy plakat miesiąca. Ale kto umiał obserwować, ten zauważał, że na tym ideale powoli i nieuchronnie zaczynają pojawiać się rysy. Ostatnia nowa fala przyszła z Wrocławia (Stankiewicz, Aleksiun, Czerniawski, Sawka), jej obrazy cechowało spojrzenie krytyczne, ironiczne, plakat stał się wówczas nośnikiem inteligentnej kontestacji, rozsyłał zaszyfrowane wezwania do oporu. Ta ostatnia nowa fala, mimo talentu jej twórców, w pewnym sensie zapowiadała koniec wielkiej przygody polskiego plakatu.

Od tego czasu, cokolwiek by mówić, polski plakat już nie istnieje. Przynajmniej jako ruch, stanowiący światowy punkt odniesienia, jakim był wówczas, a zresztą plakat nie jest już, jak w przeszłości, wiodącym gatunkiem grafiki. Czasy się zmieniają…

W latach osiemdziesiątych reprezentowaliśmy, wraz z Michelem Quarezem i grupą Grapus, nową falę francuskiego plakatu. Łączyło nas to, że wszyscy, choć w różnym czasie, odbyliśmy staże w Polsce. Wszyscy byliśmy dziećmi Tomaszewskiego. Nasze style były osobne, ale wpisując się, czy ktoś tego chce czy nie, w ciągłość „francuskiego” ducha, korzystaliśmy zarazem ze swobody i standardów graficznych, jakie przyswoiliśmy sobie w Polsce.

Nie można mówić o pracy Michała, nie wspominając o tych francusko-polskich kontaktach graficznych. Michał jest ceniony w swoim kraju, w Polsce, ale rozgłos zyskał, paradoksalnie, we Francji. Dla mnie Michał Batory jest jednym z najlepszych plakacistów francuskich, a w dodatku jednym z nielicznych, których produkcję widać. Przy każdej podróży do Paryża rzucają mi się w oczy jego plakaty teatralne. Talent Michała rozwinął się na francuskiej glebie, to poprzez otrzymywane zamówienia stał się tym twórcą, którego znamy. Jest to, oczywiście, tylko jeden z możliwych punktów widzenia i chętnie przyznaję, że Michała można uważać za plakacistę polskiego, co zresztą nie ma w końcu żadnego znaczenia, bo tym, co się liczy, jest tylko jakość jego pracy i tym lepiej, jeśli teraz realizuje zamówienia i francuskie, i polskie.

Jego obrazy oczywiste, proste, narzucają się widzowi. To nie przyszło samo. Pierwsze jego plakaty, jakie zapamiętałem, nie miały jeszcze, według mnie,

tej siły, jakiej nabrały później. Pamiętam, że potem odkryłem całą serię jego plakatów, z których każdy kolejny był mocniejszy od poprzedniego. Powiedziałem sobie wtedy, pamiętam, że rzadko widuje się tak raptowny postęp. Pewnie nie ja jeden tak zareagowałem, bo – mniejsza o to, jaki był w tym udział mody – Michał stał się jednym z twórców plakatu najmocniej obecnych w pejzażu francuskiej grafiki.

Język graficzny Michała określiłbym jako klasyczny, w tym sensie, że często stosuje surrealistyczne kody oparte na łączeniu różnych elementów, zestawianiu ich w poziomie i w pionie. Duch surrealizmu – Magritte’a, Dalego i innych – był zawsze inspiracją, praźródłem wielu produkcji graficznych, zwłaszcza w Polsce, na przykład Starowieyskiego i całego zastępu jego naśladowców, ale także wielu innych. Obraz lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych określała z jednej strony tradycja, z drugiej – warunki narzucone przez ówczesne techniki druku. W Niemczech (Zachodnich) rozwijał się wówczas – w osobach Matthiesa, Grindlera, Rambowa i innych – ruch plakatu kulturalnego również wykorzystujący kody surrealistyczne, ale z użyciem trików fotograficznych i obrazów czarno białych, wciąż z powodów technicznych i ekonomicznych. Komputer i spowodowana jego pojawieniem się rewolucja techniczna wstrząsnęły oczywiście warunkami pracy, ułatwiając manipulację obrazami, coraz częściej fotograficznymi. Trzeba powiedzieć,

że sztuka plakatu dobrze sobie radzi z kodami lektury rodem z surrealizmu, ponieważ pozwala łączyć ze sobą dwa obrazy w zasadzie nie mające ze sobą nic wspólnego, narzucając w ten sposób pewną szczególną percepcję, nowe znaczenie.

Michał nie jest jedynym grafikiem praktykującym tę technikę łączenia różnych elementów graficznych i fotografii przetworzonej, ale jego osobliwe i zmysłowe obrazy rodzą wzruszenie, jakiego nie odnajduję gdzie indziej, a ich cicha, szczególna muzyczność odróżnia je od innych, z pozoru podobnych, ale w końcu bardziej sztucznych, bardziej konwencjonalnych, bardziej aroganckich, krótko mówiąc – bardziej prostackich.

Największą siłę komunikacyjną ma zawsze plakat prosty. Praca Michała jest zawsze bardzo doskonała technicznie i typograficznie, ale na to w ogóle nie zwracam uwagi. Zresztą ta doskonałość potrafi usunąć się w cień, by uwydatnić przekaz, który ze sobą niesie. Najbardziej fascynują mnie te obrazy Michała, które ukazują przedmioty banalne, codzienne, patyczki higieniczne do uszu, torebkę plastikową, wieszaki z pralni, rzeczy będące w zasięgu ręki. To w świetle tego inteligentnego stosunku do przedmiotu, tej wrażliwości, należy, moim zdaniem, widzieć i czuć sztukę Michała, czy to w Paryżu, czy to w Warszawie. Przepraszam, chciałem powiedzieć – w Łodzi… [po polsku we francuskim tekście].

Grafika, jak każda inna dziedzina sztuki, nie może nie ulegać modom. Podobnie jak w wypadku secesji w roku 1900 czy plakatów psychedelicznych w 1970, żeby wymienić tylko te dwa przykłady, weszliśmy w okres „dekoracyjny”, w którym forma zdaje się przeważać nad treścią. W czasach przewrotu

w kodach lekturowych, w czasach skłonnych odsyłać znaczenie w obrazie do lamusa, sztuka Michała Batorego drażni swą siłą i sławą stalinistów

i integrystów współczesnej grafiki. Komu wiele dano…

 

Przełożył Wiktor Dłuski