Wydawnictwo DRZEWO BABEL

Książka

Mikhail Naimy

przyjaciel Khalila Gibrana, autor Księgi Mirdada [wyd. pol. 2005]

Dziwna mała książeczka

 

Słowa te, mimo że wypowiedziane przed ponad czterdziestu laty, wciąż dźwięczą żywo i wyraźnie w moim umyśle. Wypowiedział je pewnej nocy Khalil Gibran - wtedy jeszcze nieznany Khalil Gibran - niedługo po opublikowaniu Proroka, jego trzeciej książki w języku angielskim.

Tej nocy byliśmy sami, Gibran i ja, w miejscu, które my dwaj oraz nasz mały krąg przebywających na emigracji arabskich pisarzy i artystów nazywaliśmy "pustelnią", w maleńkim pokoju Gibrana na trzecim piętrze ponurego budynku na Zachodniej Dziesiątej Ulicy Manhattanu. Choć umeblowany skromnie, jak na pustelnię przystało, nie kojarzył się z modlitwą, lecz z pracą. Był tam materac, który służył Khalilowi jako łóżko nocą, a za dnia stawał się kanapą, trzy tapicerowane krzesła i niski nocny stolik, na którym stał telefon. Cała pracownia zagracona była projektami rysunków, książkami i stertami papierów, a także narzędziami twórczego wysiłku - pędzlami, tubkami farb, ołówkami, piórami i kałamarzami.

Ledwie wszedłem, Gibran wręczył mi list i powiedział z osobliwym błyskiem w oczach: "Przeczytaj to, Misza". Był to list od rektora college'u w Colorado, który prosił o zgodę na wyrycie na dzwonie zegara w tamtejszej kaplicy wersu z Proroka: "Wczoraj jest dzisiejszym wspomnieniem, a Jutro snem dnia dzisiejszego".

Gdy oddałem mu list, gratulując z całego serca, Gibran spojrzał na mnie, jakby z bardzo daleka i rzekł z powagą: "To dziwna mała książeczka, Misza".

Dziś, niemal pół wieku później, widać jasno, jak trafne były to słowa. Początkowo nie wzbudziła wielkiego zainteresowania. Liczący niespełna dwadzieścia tysięcy słów, filozoficzny w swej istocie, mistyczny w tonie Prorok nie był książką, po której możnaby oczekiwać, że przykuje uwagę czytelników. A jednak tak się stało.

W Nowym Jorku, ksiądz z małego kościoła w jednej z biedniejszych dzielnic miasta przeczytał Proroka i zwrócił się z prośbą, aby mógł wygłosić kazanie w oparciu o tę książkę. Gibran się zgodził i młodzi parafianie zaczęli studiować Proroka podczas wieczornych nabożeństw. Reakcje były tak pochlebne, że szybko rozeszła się wieść, iż w owym kościele odbywają się niezwykle interesujące kazania oparte na jakiejś niezwykle interesującej książce. Frekwencja rosła i wielu z tych, którzy tam przychodzili, kupiło egzemplarz. Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy, jak wielki zasięg miała ta "poczta pantoflowa", aż do dnia, w którym Gibran otrzymał od przyjaciela list relacjonujący bezgraniczny zachwyt królowej Rumunii, której ktoś podarował Proroka.

Potem nadeszła II wojna światowa i nagle w sposób niewytłumaczalny zapotrzebowanie na Proroka bardzo wzrosło. Może dlatego, że ta książka, wyrastająca z osobistego bólu, stała się aktualna ze względu na cierpienia wojenne? Tak czy inaczej, dzisiaj Prorok został przetłumaczony na kilkadziesiąt języków, a sprzedany w milionach egzemplarzy. Oczywiście Gibran nie mógł wiedzieć, że coś takiego się wydarzy, wiedział jedynie, że wers, który napisał, ma zostać wyryty na dzwonie w college'u w Colorado. Wiedział, że po latach walki w jego samotnej "pustelni" w końcu uderzył w słyszalną nutę i nareszcie mógł powiedzieć: "Uważajcie, świat mnie usłyszał. Nie jestem już głosem w pustce i świecą zapaloną dla ślepców".

W tym świetle łatwo zrozumieć, jak bardzo prawdziwa i trafna była odpowiedź Gibrana na pytanie, jak to się stało, że wpadł na pomysł, by napisać Proroka: "Napisałem go? To raczej on mnie napisał".

Zaiste, to dziwna mała książeczka.

Fragment artykułu z 1964 roku