Książka
- Myszoodporna kuchnia Saira Shah
Jeżeli człowiek czegoś pragnie, musi to zaplanować. Wiem coś o tym, bo jestem kucharzem. Przykładowo: żeby zrobić sos beszamelowy, trzeba mieć odpowiednie składniki i odpowiednio długo je mieszać w określonych proporcjach. Odmierzanie, liczenie, pilnowanie porządku– oto rzeczy, w których jestem dobra. Tobias tego nie rozumie. Jest muzykiem, komponuje muzykę do telewizyjnych dokumentów i krótkometrażówek. Rzadko wstaje z łóżka przed południem, wiecznie rozrzuca ubrania, papiery i różne inne ślady swojego istnienia. Nagminnie się spóźnia, i to grubo. Twierdzi, że lubi otwierać się na to, co przynosi los, i nazywa to kreatywnością. Ja też jestem kreatywna. Ale do robienia sosu trzeba się przyłożyć. Inaczej się nie da.
Zanim zaczęliśmy się starać o dziecko, zaplanowałam wszystko w najdrobniejszych szczegółach.
Wiem, że:
Nasza córka będzie miała na imię Freja (ładne, starodawne, z newage’owym akcentem: tak się nazywała nordycka bogini miłości i płodności), choć Tobias mówi, że po jego trupie.
Będzie miała szerokie ramiona i piękne, długie nogi jak on oraz proste jasnobrązowe włosy i duże, poważne oczy jak moje.
Po nim odziedziczy radość życia, a po mnie – zmysł organizacyjny.
A gdy już wyjdziemy z tego szpitala, natychmiast wszystko sprzedamy i przeniesiemy się na południe Francji.
Leżę w morfinowym otępieniu i nie przejmuję się tym, że lekarze zabierają ode mnie Tobiasa i naszą córkę. Wszystko mam zaplanowane. Wszystko będzie dobrze.
Na południu Francji będzie nam świeciło słońce. Ludzie będą życzliwi. Nasza córka wyrośnie na mądrą, dwujęzyczną dziewczynę. Nigdy nie tknie jej żaden pedofil. Nie będzie marzyła o najnowszych butach Nike. Nie będzie jadła śmieciowego jedzenia.
Wyobrażam sobie nasz nowy dom na prowansalskiej wsi, z wejściem obsadzonym różami i malwami, pole lawendy przetykane drzewami oliwnymi, głęboki błękit morza zlewający się z lazurem nieba.
Unoszę się nad tym morzem, nad polem i domem, a gdzieś tam w dole Tobias, Freja i ja pędzimy sielskie życie.