Szukanie dróg na skróty nie jest niczym nowym. Dwa tysiące lat temu Plutarch potępił armię znachorów handlujących cudownymi lekami wśród łatwowiernych mieszkańców starożytnego Rzymu. Pod koniec XVIII wieku w Londynie bezpłodne pary tłoczyły się w kolejce do legendarnego Niebiańskiego Łoża w nadziei, że dojdzie do zapłodnienia. Miłosne urządzenie zapewniało dyskretną muzykę, lustro na suficie i materac wypełniony „słodką, świeżą słomą pszeniczną lub owsianą wymieszaną z melisą, płatkami róż i kwieciem lawendy”, a także włosiem z ogonów najprzedniejszych angielskichogierów. Prąd elektryczny o odpowiednim natężeniu rzekomo wytwarzał pole magnetyczne „mające dać stosowną siłę nerwom”. Obietnica: natychmiastowe zapłodnienie. Koszt jednej nocy płodnych przewalanek: 3000 dzisiejszych funtów.
Jednak na dzień dzisiejszy szybki fix, szybkie rozwiązanie stało się standardem w naszej kulturze byle-do-przodu, na żądanie, wystarczy-zmieszać-z-wodą. Kto tam miałby jeszcze głowę na arystotelesowe deliberacje i długoterminową perspektywę. Politycy chcą mieć wyniki przed następnymi wyborami, a jeszcze lepiej przed następną konferencją prasową. Rynki panikują, jeśli firmy są niestabilne finansowo albo jeśli chwiejne rządy nie proponują natychmiastowego planu działania. Strony internetowe upstrzone są reklamami obiecującymi szybkie rozwiązania każdego problemu znanegoGoogle’owi: ziołowy lek na ożywienie życia seksualnego; wideo, które poprawi uderzenie piłki golfowej; aplikacja, która pomoże znaleźć Księcia z Bajki. Dawniej protest społeczny kojarzył się z adresowaniem kopert, udziałem w marszach lub z zebraniami w ratuszu. Teraz większości z nas wystarczy kliknięcie w „Lubię to!” lub życzliwe ćwierknięcie na Twitterze. Wszędzie na świecie lekarze podlegają presji, żeby czym prędzej wyleczyć pacjenta, co często oznacza sięganie po tabletkę, szybki fix par excellence. Czujesz się nie w sosie? Weź prozac. Problemy z koncentracją? Dołącz do klubu Ritalin. Według jakiegoś sondażu przeciętny Brytyjczyk w ciągłym poszukiwaniu natychmiastowej ulgi, łyka w życiu 40 tysięcy tabletek. Z całą pewnością nie jestem jedynym niecierpliwym pacjentem w poczekalni doktora Wu. „W dzisiejszych czasach – mówi doktor – najłatwiej zarobić pieniądze nie tyle lecząc ludzi, ile obiecując im natychmiastowe wyleczenie”.
Faktycznie, wydawanie pieniędzy samo w sobie stałosię się szybkim fixem, a wyprawa do centrum handlowego uchodzi za najszybszy sposób na poprawę nastroju. Żartujemy na temat „terapii zakupowej”, chwaląc się nowymi szpilkami od Louboutina czy najnowszym etui na iPada. Przemysł dietetyczny zrobił z szybkich fixów sztukę. „Ciało do bikini w niecały tydzień!” krzyczy reklama. „Schudnij 5 kilo… w zaledwie 3 dni!”
Można nawet sobie sprawić szybki fix w życiu towarzyskim. Jeśli potrzebny jest ci partner do ćwiczeń w siłowni, drużba na wesele czy miły wujaszek, którypokibicuje twoim dzieciom na zawodach szkolnych, albo jeśli szukasz ramienia, na którym chcesz się wypłakać, możesz sobie wynająć każdą z takich osób w agencji wynajmu przyjaciół. Aktualna cena za godzinę wynosi w Londynie 6,5 funta.
Każdy szybki fix sączy nam do ucha tę samą uwodzicielskąobietnicę maksymalnej korzyści przy minimalnym wysiłku. Problem polega na tym, że rachunek się nie zgadza. Zastanówmy się chwilę: czy modły przy ołtarzu szybkich rozwiązań czynią nas szczęśliwszymi, zdrowszymi, bardziej produktywnymi? Czy pomagająstawiać czoło ogromnym wyzwaniom stojącym przed ludzkością na początku XXI wieku? Czy naprawdę istnieje jakaś aplikacja na wszystko? Oczywiście, że nie. Próby rozwiązywania problemów w pośpiechu, plaster z opatrunkiem, kiedy konieczna jest operacja, mogą przynieść chwilową ulgę – ale na ogół kosztem nawarstwiania się gorszych, późniejszych kłopotów. Bolesna, trudna do przełknięcia prawda jest taka, że pośpieszne działanie na dobrą sprawę niczego nie rozwiązuje. A czasem wręcz pogarsza sytuację.