Artykuły i wywiady
Khalil Gibran
Przekrój, czerwiec 2002
Justyna Sobolewska
Szaleniec z Libanu
Tylko Biblia sprzedawała się w ubiegłym stuleciu w Stanach lepiej niż Prorok libańskiego pisarza Khalila Gibrana.
Znają go dawni hipisi, zna go też wielu ludzi młodych, którzy z upodobaniem cytują jego najsłynniejszą książkę – Proroka – na stronach internetowych. Jednak polskiemu czytelnikowi nazwisko Gibran może niewiele mówić. Jest okazja, by przypomnieć postać jednego z najpopularniejszych pisarzy w Ameryce – właśnie ukazał się w wydawnictwie Drzewo Babel Szaleniec, książka wcześniejsza od Proroka. W Warszawie na ulicach pojawiły się plakaty z kamienną stopą, a w księgarniach okładka z kamiennym nosem – to właśnie Szaleniec, zbiór przypowieści Gibrana.
Prorok ukazał się w roku 1923 i od tego czasu nie schodzi z list bestsellerów. Zyskał uznanie prezydentów Ameryki: W. Wilsona, T. Roosevelta i J.F. Kennedy’ego. Nie przeszkodziły mu niechętne głosy krytyki piszącej, że jest to poezja dla tych, którzy nie czytają poezji. Rozprzestrzeniał się wśród elit i ludzi niewykształconych jako głos Wschodu skierowany do czytelnika z Zachodu. Tylko w Stanach sprzedano do lat 70. siedem milionów egzemplarzy Proroka. W latach 60. stał się przewodnikiem kontrkultury, a w latach 80. amerykańscy yuppies odnajdywali w Proroku wezwanie do przemiany duchowej.
Podziemny krąg
Małą czarną książeczkę podawano sobie z rąk do rąk. „20 lat temu sama próbowałam tłumaczyć Proroka, ale wiem, że istnieją już dwa wydania” (z roku 1980 i 1991) – mówi Basia Stępień, polski wydawca Szaleńca. Wcześniej, w latach 60., krążył po Polsce tekst angielski. „Dostałam go od znajomego pastora anglikańskiego” – wspomina dawna hipiska. Na przełomie lat 60. i 70. w Katowicach grupa przyjaciół spotykająca się w mieszkaniu malarza – Andrzeja Urbanowicza – między innymi malarz i pisarz Henryk Waniek i Jerzy Illg, obecny dyrektor wydawnictwa Znak – zaczęła szukać niedostępnych wówczas w Polsce tekstów ezoterycznych. Sami tłumaczyli i powielali literaturę tego typu.
Teksty krążyły po Polsce w postaci teczek, które były czymś w rodzaju przechodniego pisma. „Kolejni adresaci i zarazem nadawcy dokładali swoje rzeczy (...). Wysyłane pocztą albo przez okazję teczki te docierały do właściwych ludzi, stając się po drodze coraz bardziej pękate. Nazwano to „Nowym bezpretensjonalnym Pismem Świętym” – wspomina Jerzy Illg. Henryk Waniek pamięta, że w jednym z numerów znalazł się Prorok. „Myśleliśmy początkowo, że to tekst z kręgu islamu, a potem okazało się, że to utwór chrześcijański”.
Ciągle ktoś na nowo przekłada fragmenty Proroka. Gibran pozostaje autorem „podziemnym” w tym sensie, że jego twórczość rozprzestrzenia się przede wszystkim przez Internet. Na stronie pisma katolickiego W drodze znajduję fragment przełożony przez Małgorzatę Musierowicz. „Nie znałam Proroka – mówi Musierowicz. – Moja nastoletnia czytelniczka przesłała mi ustęp o małżeństwie przetłumaczony przez siebie i chciałam jej pokazać, jak się tłumaczy”.
(...) Oddawajcie sobie serca, lecz nie we wzajemną władzę,
(...) I stójcie obok siebie, lecz nie zbyt blisko siebie:
Albowiem kolumny świątyni stoją oddzielnie,
A dąb i cyprys nie rosną w cieniu drugiego.
Do dziś fragment o małżeństwie czytają w Ameryce na ślubach – jak ustęp z Biblii. Gibran trafiał zawsze przede wszystkim do ludzi młodych. „Poruszył mnie wiersz o dzieciach – mówi Basia Stępień. – Kiedy byłam nastolatką, oprawiłam go w ramki. Za każdym razem, gdy kłóciłam się z rodzicami o sprawy najwyższej wagi, odsyłałam ich do tego tekstu”.
Dzieci Wasze nie są waszymi dziećmi.
Są synami i córkami tęsknoty Żywota za własnym spełnieniem.
Przechodzą przez was, lecz z was nie pochodzą.
I chociaż są z wami, nie do was należą (...)
Gibran z Bszarre
Gibran uważał się za malarza. Jego ilustracje do Proroka przypominają nieco obrazy Williama Blake’a. Krytycy pisali, że ma kobiecy sposób malowania i epatuje nagością. Portretował znane postacie – Junga, Bergsona, Maeterlincka, Debussy’ego czy Sarę Bernhardt. W jego malarstwie często powraca obraz doliny i miasteczka, w którym spędził dzieciństwo – Bszarre. Urodzony w roku 1883 był chrześcijaninem, maronitą, wychował się w górach Libanu, pomiędzy dolinami należącymi do islamskich sunnitów i szyitów. „Pojechałam do jego doliny po to, by później móc wydać Szaleńca – mówi Basia Stępień. – Jest dokładnie tak, jak było za jego czasów. W oddali widać ośnieżone szczyty. Roztapiający się śnieg wywołuje szum, bzyczenie. Miałam wrażenie, że to pszczoły. Strużki śniegu łączą się i wpadają do Doliny Kadisza, Doliny Świętych, gdzie mieszkali pustelnicy – ojcowie Kościoła maronickiego. Za życia Gibrana było jeszcze kilku pustelników. W Bszarre wielu ludzi nosi nazwisko Gibran. Czczą go, bo to jeden z niewielu znanych na świecie Libańczyków. Swoją drogą Gibran musiał się tam czuć jak dżinn zamknięty w butelce”.
Matka i Mary
„Trzy rzeczy mnie ukształtowały – pisał Gibran do swojej przyjaciółki Mary Haskell – moja matka, która mnie zostawiła, Ty, która bezgranicznie wierzyłaś we mnie i w moje dzieło, i mój ojciec, który obudził we mnie wojownika”.
Kiedy Khalil miał kilkanaście lat, wyjechali z matką i rodzeństwem do Bostonu. Ojciec został w Libanie – był oskrażony o udział w aferze korupcyjnej. Gibran znalazł pracę w salonie fotograficznym znanego artysty awangardowego F.H. Daya. Był modelem, występował jako „młody szejk” i zachwycał panie z towarzystwa swoimi wielkimi oczami i uduchowionym spojrzeniem. Day wprowadził go w kręgi artystyczne Bostonu.
Jednak Gibran nie oderwał się całkiem od korzeni – wrócił do Libanu w roku 1898 studiować język arabski w maronickiej szkole w Bejrucie. Po powrocie do Bostonu Gibran po kolei tracił najbliższych. „Bóg umarł w dniu jej śmierci” – zanotował po śmierci swojej siostry. Potem na gruźlicę zmarła matka, którą uwielbiał. Jej rolę przejęła 10 lat starsza od niego Mary Haskell. „Chciałabym być dla Ciebie jak matka, która przychodziła, gdy byłeś chory”. Była protektorką, kochanką i natchnieniem. Dzięki niej studiował malarstwo w Paryżu i wystawiał w Bostonie. „Nie mógłbym pisać ani malować bez Ciebie” – pisał. Jednak była to w dużej mierze relacja na odległość. Gibran przeprowadził si ę do Nowego Jorku, zaczął publikować po arabsku opowiadania i poematy prozą.
Narodziny człowieka
Czytał namiętnie Nietzschego, opowiadał dużo o nadczłowieku i o swoim oddzieleniu od świata. Marzył o powrocie do Libanu i ucieczce od ludzi. Wtedy, w czasach nowojorskich, powstał Szaleniec – pierwszy utwór po angielsku. Gibran, jak pisze Mary, znalazł schronienie w pisaniu. „Staję się jak mój szaleniec, czuję demoniczną niecierpliwość, chciałbym dotknąć, zranić ludzi. Szaleniec jest moją jedyną bronią”. Ten zbiór przypowieści jest wyrazem sprzeciwu wobec świata, w którym nie można mówić głosem innym niż wszyscy: „Ale czemu mam tu przebywać, Boże? Ja, zielone nasienie niespełnionej namiętności, szalona burza, co nie szuka ani wschodu, ani zachodu, zagubiony okruch płonącej planety?”.
Wydany w roku 1923 Prorok nie jest już znakiem buntu, przeciwnie to wyraz miłości. Głosi pochwałę nie tyle wyjątkowych jednostek, ile każdego człowieka, w którym, jak pisze Gibran, mieszka olbrzym.
„Jest coś wielkiego we mnie...”
Tę książkę pisał niemal przez całe życie. Zaczął, gdy miał kilkanaście lat. W roku 1922 pisał do Mary: „Jest coś wielkiego we mnie, czego ciągle nie mogę jeszcze wyrazić”.
Prorok składa się z mów proroka Almustafy skierowanych do ludu Orfalezu. W Ameryce odczytano ten tekst jako osobisty głos emigranta, który dziękuje gościnnej Ameryce. W postaci jasnowidzącej Almitry odnajdywano portret Mary Haskell. Prorok został świetnie przyjęty – Gibrana zasypały listy od czytelników. Mary pisała proroczo, że kolejne generacje będą uważały tę książkę za swoją. „Napisałem go? To raczej on napisał mnie” – mówił Gibran.
Jakie mogły być źródła tak wielkiej popularności tego tesktu? Prorok przynosi dobrą nowinę – pokazuje, że ludzie są więksi, wspanialsi, niż sami siebie widzą – są „oddechem i zapachem Boga”. Mówi im: „Nie jesteście zamknięci w waszych ciałach”. Nie głosi określonej prawdy religijnej, nie wyznacza żadnej ścieżki duchowej – „nikt nie objawi wam niczego ponad to, co już wiecie”. Religijność głoszona przez proroka wykracza poza wyznania i instytucje: „Codzienne życie jest twą świątynią i twoją religią”. Jego słowa rzeczywiście musiały podobać się dzieciom-kwiatom, przynosił bowiem pochwałę miłości i przyjemności: „Ludu Orfalezu, w rozkoszach swoim kwiatom i pszczołom podobni bądźcie”. Poemat Gibrana pokazuje ludzi, których tęsknoty są ponad miarę tego świata.
Zmysł portretowania pragnień, żalów czy ograniczeń ludzkich widać w późniejszym utworze Gibrana Jezus Syn Człowieczy. Dziś ten tekst wydaje się niezwykle nowoczesny. Przypomina dokument o człowieku. „Był wspaniałym cieślą” – mówi ktoś. „Robił bezkonkurencyjne drzwi i okna. Jak nikt rozumiał handel” – twierdzi inny. „Mętnie mówił, ale miał ciekawe gesty” – dodaje trzeci. Piłat zaś zaniepokojony skłonnością swojej żony do nauki Jezusa mówi: „Rzym musi przezwyciężyć koszmary naszych małżonek”. Tak powstały psychologiczne portrety, w których mogli zobaczyć swoje odbicia czytelnicy – współcześni Gibrana – i które po 70 latach nadal są prawdziwe. Zresztą sam był świadom siły swojego pisania, gdy dawał radę: „Jeśli chcesz pisać, (...) musisz posiąść magię ukochania swych czytelników”.
Fałszywy alarm
Oczywiście, Gibran i prorok połączyli się w świadomości wielu w jedną postać: „Dla mnie nie ulega wątpliwości, że prorok to Khalil” – pisała Mary. Gibran jednak powtarzał wiele razy: „To nie ja”. Gibran, twórca niezwykle optymistycznej wizji człowieka i świata, w listach pisze ciągle o swoim poczuciu niespełnienia: „Moja praca idzie błyskawicznie, moje myśli są spokojne, cieszę się dobrym zdrowiem, ale tak naprawdę nie jestem szczęśliwy...”.
Przez siedem lat od czasu wydania Proroka pisał i publikował kolejne utwory, między innymi Piasek i piana. Ogród Proroka (polskie wydanie 1996), Kingdom of Imagination (1927), The Earth Gods (1931) i wydany już po śmierci The Wanderer (1932). Dzięki Prorokowi stał się znanym i hołubionym pisarzem. Dużo podróżował i dużo pił. Jedni utrzymują, że chorował – jak cała jego rodzina – na gruźlicę, inni twierdzą, że zmarł na marskość wątroby, chorobę alkoholików. Żył w pogoni za tym, czego, jak uważał, nie zdołał jednak wyrazić. Kilka lat po wydaniu Proroka powiedział: „Byłem fałszywym alarmem”. Miał przez niego przejść głos potężniejszy niż jego własny, ale tak się nie stało. Czekał na prawdziwe natchnienie profetyczne. Tekst Proroka był tylko cieniem tego doznania. Kiedy jednak zmarł w roku 1931, nowojorskie gazety pisały: „Prorok nie żyje”.