Wydawnictwo DRZEWO BABEL

Artykuły i wywiady
Bohdan Butenko

Gazeta Wyborcza nr 2, (Warszawa) z dnia 2000/01/04, str. 12

Wojciech Orliński

 

Akond ze Skwak? Tak

 

 

Nie wiemy, skąd się wzięło słowo "limeryk", wiemy natomiast dokładnie, kto wynalazł limeryki w nowożytnym znaczeniu tego słowa. Wszystko zaczęło się od "Księgi nonsensu" Edwarda Leara Według "Oxford English Dictionary" najstarsze znane historykom zastosowanie słowa "limeryk" w piśmie pochodzi z roku 1896. Słynny wiktoriański grafik Aubrey Beardsley napisał wtedy w liście do przyjaciela: "Dla zabawy pisałem limeryki o swoich kłopotach". Jak wynika z kontekstu korespondencji, Beardsley uważał już wtedy "limeryk" za słowo powszechnie rozumiane, nie wymagające dodatkowej definicji.

 

Chociaż nie wiemy, skąd się wzięło samo słowo, wiemy jednak bardzo dokładnie, kto wynalazł limeryki w nowożytnym znaczeniu tego słowa. Wszystko zaczęło się od jednej książki: "Księgi nonsensu" Edwarda Leara, wydanej w roku 1846. Wprawdzie układ rymów aabba znano już w średniowieczu, Lear jednak jako pierwszy zastosował go do komponowania nonsensownych wierszyków, których pierwszy wers brzmiał na przykład tak: "Był sobie starszy pan z Ankony...". Nigdy nie nazywał ich jednak limerykami, tylko "nonsensownymi wierszykami" (nonsense rhymes).

 

Książka Leara - wypełniona takimi właśnie wierszykami, z ilustracjami autora - odniosła ogromny sukces w wiktoriańskiej Anglii (i dziś uważana jest za jeden z symboli tamtej epoki). Układanie limeryków stało się ulubioną rozrywką towarzyską elit intelektualnych. Zachęcony sukcesem Lear do swej śmierci w 1888 roku napisał jeszcze wiele nonsensownych limeryków, pieśni (w tym "O żeglarzach Dżamblach"), opowiadań, ułożył też nonsensowną księgę heraldyczną swego kota Fossa. Wybór tych wierszyków spolszczonych (bo trudno tu mówić o przekładzie) przez Andrzeja Nowickiego ukazał się w Polsce w 1961 roku pod tytułem "Dong, co ma świecący nos" - obecnie zaś wznowiło go wydawnictwo Drzewo Babel. W swoim czasie uważano ten tomik za najpiękniej wydaną książkę dla dzieci w PRL. Autorem jej oryginalnej szaty graficznej był sam Bohdan Butenko, który zaprojektował książkę kwadratową (16 x 16 cm), w dodatku wydrukowaną biało na czarnym. Kolejne strony wyglądają jak dziecięce rysunki kredą na czarnej tablicy.

 

Bez starannej oprawy graficznej Leara wydawać nie ma sensu, ilustracje stanowiły bowiem istotną część oryginalnych "Ksiąg nonsensu". Zanim Lear zaczął pisać, był już uznanym profesjonalnym rysownikiem. Zmusiły go do tego życiowe okoliczności - kiedy miał 15 lat, jego ojciec został zamknięty w więzieniu za giełdowe machinacje i liczne rodzeństwo Learów musiało nagle radzić sobie samo. Edwardowi udało się utrzymywać przy życiu rysunkami. Nie znano wtedy jeszcze fotografii, na rynku pracy był więc duży popyt na realistycznych rysowników. Jak pisał o sobie w autobiograficznym wstępie do drugiego wydania "Księgi nonsensu", Lear zarabiał na "chleb z serem", m.in. rysując paskudne szkice chorób dla lekarzy. Jako dziewiętnastolatek został zatrudniony przez towarzystwo zoologiczne i wydał kolorowy album przedstawiający ptaki z rodziny Psittacidae, czyli papugi. Rysował też zwierzęta do monografii "Ssaki brytyjskie"", tukany, małpy i sowy, a także pejzaże.

 

Rysunki te były drobiazgowe, benedyktyńsko kolorowane i cieniowane - tym większą radość trzydziestoparoletniemu Learowi musiały więc sprawiać okropnie wulgarne ilustracje, którymi ozdabiał swoje limeryki. Treść limeryków Leara jest nonsensowna i w większości przypadków szpetna lub nieprzyzwoita - toteż i rysunki przedstawiają np. starszego pana, w którego brodzie zagnieździły się dwie sowy, kura, cztery słowiki i strzyżyk, mieszkańca Budy miażdżonego młotem lub młodą damę, której nos sięgał aż do stóp (w ogóle wiele tu jest ogromnych i zdeformowanych nosów).

 

Nonsens Leara nie jest bowiem zwykłym wyłączeniem zdrowego rozsądku - jest buntem inteligentnego i kreatywnego mózgu, który ma dosyć nadmiernie absorbującej i mało twórczej pracy, jaką jest rysowanie rodziny Psittacidae. Najwyraźniej nie tylko Lear miał z tym problemy, skoro w pół wieku później cała wiktoriańska Anglia zwariowała na punkcie limeryków. Nonsens peerelowski - w wydaniu Nowickiego i Butenki - różnił się jednak od swego wiktoriańskiego pierwowzoru. Częściowo wpłynąć na to musiały różnice obyczajowe. XIX-wieczne książki dla dzieci były generalnie dużo drastyczniejsze i okrutniejsze od XX-wiecznych. W 1986 roku wydano zresztą zbiór limeryków Leara w dokładniejszym przekładzie Roberta Stillera z oryginalnymi ilustracjami - bliski pierwowzorowi, ale absolutnie nie nadający się na książkę dla dzieci w latach 80.

 

Do jakiegoś stopnia tę różnicę wymuszały być może kwestie cenzuralne. Moim ulubionym utworem z tego tomiku jest wiersz o Akondzie ze Skwak, składający się z samych pytań. Zaczyna się od podstawowego pytania "Kto to czy co to? Skąd gdzie i jak wziął się Akond ze Skwak?". Pytania te początkowo wyglądają na retoryczne, autor jednak je mnoży, i to coraz dziwniejsze (np. "Gdy z swym koresponduje wujem, to liże list swój czy stempluje na lak, Akond ze Skwak?"), aż w końcu autor odpowiada "nie wiem". Oryginał tego wiersza - "The Akond of Swat" - jest skonstruowany tak samo. Zaczyna się od pytania "Who or why or which or what is the Akond of Swat?". Dalsze pytania sugerują jednak, że rzeczony Akond jest sadystycznym tyranem (w rzeczywistości Lear przeczytał o tej postaci w hinduskiej gazecie). Lear pyta, czym Akond bija swoją żonę oraz czy jego poddani buntują się i spiskują ("rebel or plot"), a on - gdy ich na tym przyłapie - czy raczej sieka ich na kawałki, wiesza czy rozstrzeliwuje ("Does he have them chopped to pieces, or hung, or shot?"). Nie wyobrażam sobie druku podobnego wierszyka w książce dla dzieci w PRL. W polskiej wersji padają bezpieczne pytania o to, czy Akond ze Skwak "palto swe wiesza na gwóźdź czy hak?".

 

Odpowiedź oczywiście w obu wypadkach jest ta sama. Nie wiadomo, kim jest Akond - może wcale nie istnieje - jednak nie istnieć też można na wiele sposobów. Z problemem nieistnienia Lear zetknął się zresztą osobiście, po publikacji "Księgi nonsensu" wiele osób utrzymywało bowiem, że nazwisko autora jest zręcznie skomponowanym pseudonimem ("Lear" to przecież anagram od "Real", rzeczywisty - a więc należy to odczytać jako "unreal" - nierzeczywisty, nieistniejący). W tamtych czasach nie było jeszcze dowodów osobistych, sam Lear uważał więc, że jedyną kruchą przesłanką dowodzącą jego egzystencji jest metka z imieniem i nazwiskiem na jego kapeluszu. Każda epoka ma swój nonsens - inny był w wiktoriańskiej Anglii, inny w PRL. Ciekaw jestem, jak sprzeda się ta książka: czy nonsens PRL jest dostatecznie podobny do nonsensu Trzeciej Rzeczypospolitej?

 

Wojciech Orliński