Wydawnictwo DRZEWO BABEL

Artykuły i wywiady
Bohdan Butenko

Gazeta Stołeczna, nr 289, (Warszawa) z dnia 1999/12/11-1999/12/12, str. 9

Beata Kęczkowska

 

Kredą po tablicy

 

O ich żywocie zdecydował Edward Lear, o ich wyglądzie Bohdan Butenko. Przygodami Pana Leara, Donga, Akonda ze Skwak i Okruszka "co nie ma paluszków u nóg" może się bawić kolejne pokolenie młodych czytelników. Książkę "Dong, co ma świecący nos i inne wierszyki Pana Leara" wznowiło właśnie wydawnictwo Drzewo Babel. Po raz pierwszy ukazała się 38 lat temu. Postacie z wierszy Edwarda Leara, przetłumaczonych przez Andrzeja Nowickiego, narysował wtedy Bohdan Butenko. W sobotę rysownik spotka się z czytelnikami.

 

Jak narodzili się Dong, Okruszek, Akond ze Skwak, Dżamble i reszta?

Dostałem teksty od nieżyjącego już niestety Andrzeja Nowickiego, który zaproponował mi zilustrowanie książki. Po przeczytaniu wymyśliłem, żeby ilustracje przypominały rysunki kredą na czarnej tablicy. Bo wtedy tak właśnie wyglądały tablice w szkole.

 

Nie obawiał się Pan, że książka będzie się dzieciom przez to nie najlepiej kojarzyć?

- Zupełnie nie. Wystarczy, że przeczyta się kawałeczek pierwszego wiersza, a już się wie, że tu nie ma mowy o szkole. "Dong, co ma świecący nos i inne wierszyki Pana Leara" to książka z tej samej szuflady co "Kubuś Puchatek" - dla dzieci i dla dorosłych. Czytając ją, bardzo dobrze się bawiłem.

 

Ale czy dzisiejszym dziesięciolatkom spodobają się czarno-białe ilustracje? Czy może powinno się je narysować od nowa?

- Czy się spodobają, to się okaże w sobotę, kiedy będę podpisywał książkę. Nie umiem ponownie ilustrować tych samych tekstów. To już wizja skończona, zamknięta całość. Przy każdej książce uczę się rysować na nowo, staram się znaleźć takie rozwiązania, które odpowiadają zamiarom autora książki i moim. "Dong, co ma świecący nos i inne wierszyki Pana Leara" były chyba moją 40. książeczką, po niej zilustrowałem około 160 innych, ale aby podać dokładne liczby, trzeba by przeprowadzić bardzo dokładane badania i analizy.

 

Rozmawiała Beata Kęczkowska