Wydawnictwo DRZEWO BABEL

Artykuły i wywiady
Grzegorz Brzozowicz

Machina

Z Goranem Bregovićem rozmawia Grzegorz Brzozowicz

 

Kim jesteś Goranie?

 

Zdravo Gorane! Widzę, ze posługujesz się nowym paszportem. Zaraz, przecież on ma chorwacką szachownicę?!

Zdravo. Bo to jest chorwacki paszport.

 

Jak to? Przecież jesteś Serbskim Bośniakiem, a Serbia z Chorwacją są w stanie wojny.

No, wiesz, ze mną to nie takie proste. (Tymi słowami powitaliśmy się na warszawskim lotnisku Okęcie - G.B.). - Mój ojciec, który był Chorwatem, po śmierci matki powrócił do rodzinnej wsi, gdzie miał winnicę. Niebawem zmarł, a ja zostałem spadkobiercą posiadłości. Przez długi czas Chorwaci odmawiali mi wstępu do kraju. W końcu przyznali mi paszport i teraz jeżdżę z nim po świecie, bo nie muszę załatwiać wiz, a Serbowie potrzebują wiz wszędzie. Muszę także odwiedzać swoją winnicę. Ojciec pozostawił mi dwa tysiące litrów wina w beczkach, a po każdym sezonie przybywa kolejny tysiąc. Ktoś musi to pić, chorwacki paszport jest mi więc niezbędny.

 

Kim zatem jesteś Goranie Bregouicu ?

Moja matka była Serbką, ojciec Chorwatem. Oboje byli komunistami. Ojciec byt wysoko postawionym pułkownikiem armii jugosłowiańskiej. Wprawdzie rodzice byli ateistami, ale podejrzewam, że moje babki w tajemnicy, niezależnie od siebie, ochrzciły mnie, jestem więc prawosławnym katolikiem. Nigdy jednak nie otrzymałem wychowania, które umiejscawiałoby mnie w jakimś konkretnym środowisku. Nie posiadam grawitacji kulturowej. Odkąd historia wyrwała mnie z Sarajewa, mogę żyć w każdym zakątku świata. Mój brat na przykład ma restaurację w Nowym Jorku i jest tam jednym z wybitniejszych mistrzów kuchni francuskiej. Wojna nie zmusiła mnie do samookreślenia się. To było tak bezsensowne zdarzenie, że jedynie starałem się zrozumieć siebie. W czasie wojny ludzie uważają, że jak nie jesteś z nimi, to jesteś przeciwko nim; to najprostsze. Nie są potrzebni artyści, chyba że chodzi o machanie flagami. Wojna potrzebuje żołnierzy, a ja nigdy nie miałem zamiaru nim zostać. Po kilkuletnim bojkocie mojej twórczości znowu zaczęto wydawać moje płyty w Chorwacji, znowu moje piosenki są grane w radiu w Sarajewie.

 

Uważasz, że prawdziwym artystą stałeś się dopiero, kiedy zacząłeś tworzyć mu zykę bałkańską i porzuciłeś sztuczną fascynację zachodnim rock'n'rollem. W grudniu ubiegłego roku w trzech bałkańskich krajach, Turcji, Grecji i Jugosławii, ukazały się płyty, które współtworzyłeś. To już wygląda na prawdziwą ekspansję.

Dodam, że wszystkie trzy płyty stały się wielkimi przebojami w każdym z krajów. W Turcji pracowałem z tamtejszą gwiazdą, wokalistką Sezen Axu. Grek, Jorgos Dalaras (płyta Dalarasa jest dystrybuowana w Polsce przez Pomaton G.B.), ma podobny status w swoim kraju, a mój przyjaciel z Sarajewa, Zdrayko Colić, jest od dwudziestu pięciu lat najwybitniejszym wokalistą Jugosławii. Wszyscy oni nagrali moje piosenki, bo pracuję z innymi tylko pod warunkiem, że nagrywają moje utwory. Wszystkie te płyty, mimo że należą do kategorii muzyki pop, są głęboko osadzone w tradycji muzycznej każdego z krajów. Praca w Turcji była dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Zdałem sobie sprawę, że muzyka, którą się zajmuję, wszyscy bowiem wiemy, że Bałkany byty pod panowaniem Turków przez pięćset lat. Ale kiedy uświadomisz sobie, że najlepsi muzycy - z jakimi w życiu pracowałeś - są Turkami, a twoje ulubione jedzenie pochodzi właśnie stamtąd, tyle że smakuje jeszcze lepiej, to zdasz sobie sprawę, że kultura, z której się wywodzisz, nie jest słowiańska czy bałkańska, tylko turecka. Oprócz tego nasze charaktery są podobne. Oni, szukając równowagi między pracą i zabawą - podobnie jak my - zawsze wybiorą zabawę. Sam Istambuł jest wyjątkowym, niepowtarzalnym miastem. Jeżeli odwiedzasz stolice większości europejskich państw, to są to kopie wielkich metropolii. Istambuł jest jeden, autentyczny. Mamy błędne wyobrażenie, że Turcy są prymitywnym narodem. To nieprawda, obracałem się wśród prawdziwych intelektualistów i zawodowców. Menedżer Sezen Axu jest profesorem romanistyki, a muzycy nie mają sobie równych na świecie.

 

Czyżbyś zatem ponownie odkrył Bałkany przez pryzmat Turcji?

Moją ulubioną płytą jest Rambetiko, która zawiera muzykę ze starego greckiego filmu, którego nigdy nie miałem okazji obejrzeć. Kiedy Grecy po pierwszej wojnie światowej byli przepędzani z Turcji, zabrali ze sobą muzykę rambetiko. Jest to grecka muzyka ludowa, powstała pod wyraźnym wpływem tureckiej melodyki. Po raz pierwszy pojechałem nagrywać do Grecji w 1990 roku tylko dlatego, że obiecano mi współpracę z ludźmi, którzy nagrali tę płytę. Tak naprawdę to, co robię, wywodzi się ze zderzenia dwóch kultur muzycznych. To jest coś w rodzaju sztucznej muzyki prawosławnej. Dlaczego bliższa mi jest muzyka prawosławna od katolickiej? Prawosławna jest mniej rozwinięta, bardziej prymitywna, nosi w sobie bluesową prawdę, naiwność melodii i odrzuca skomplikowane harmonie. Nie lubię zawiłych harmonii, bo narzucają ramy, ograniczają. Właśnie dlatego muzyka Pakistańczyka Nusrata Fateha Ali Khana jest swobodniejsza od najbardziej wyzwolonego jazzu. Nie wykorzystuję instrumentów harmonicznych. Pracuję z muzykami, którzy grają melodie. Jak ich dwudziestu zagra jeden temat, to dostajesz skoncentrowaną energię skupioną w jednym punkcie - brzmi to niesamowicie. Na tym polega tajemnica mojej muzyki.

 

Twój najważniejszy ubiegłoroczny koncert odbyt się w Grecji, w Salonikach.

Saloniki w '97 r. pełniły rolę kulturalnej stolicy Europy. Od tamtejszych organizatorów, po raz pierwszy w życiu, otrzySam fakt, że za wydarzenie kulturalne ro eraz tworzę muzykę, która powstaje na weselach i pogrzebach. To są sytuacje, które w naturalny sposób powodują, że ludzie zbierają się w jednym miejscu. matem zamówienie na napisanie specjalnej kompozycji na konkretną imprezę. Miałem pomysł, by na całych Bałkanach, w kilku miejscach jednocześnie, odbywał się wspólny koncert z udziałem muzyków z Bułgarii, Albanii, Rumunii... Jednak grecka telewizja nie była w stanie zapewnić, że nie dojdzie do przerwania łączności satelitarnej i w końcu zdecydowałem się na zaproszenie bałkańskich wykonawców do Salonik. Zagraliśmy koncert, w którym wzięło udział około dwustu muzyków i tancerzy. Dla mnie najważniejsze było to, że na jednej scenie wystąpili Serbowie, Macedończycy, Chorwaci oraz Słoweńcy, czyli muzycy z dawnej Jugosławii. W Grecji pojawiła się już płyta z tego koncertu, a w Europie i na świecie zostanie wydana w drugiej połowie roku w ramach katalogu muzyki klasycznej wytwórni Decca. To przesunięcie wynika z faktu, że teraz PołyGram wydaje moją płytę typu "The Best Ol", zawierającą wybór piosenek i utworów z moich czterech albumów filmowych.

 

Znamy cię przede wszystkim jako kompozytora muzyki filmowej. Przy jakich filmach pracowałeś w ciągu ostatniego roku?

Przez pierwsze lata trwania wojny w Jugosławii pracowałem w Paryżu przy bodaj piętnastu filmach. Teraz zwolniłem, w ciągu ostatniego roku komponowałem już tylko do trzech. To był angielski film Serpent Mission, dwa francuskie: XXL, w którym gra Gerard Depardieu, i Trente Vies, przy którym penetrowałem muzykę klezmerską, film bowiem dzieje się w środowisku żydowskim. Przygotowując się do niego, słuchałem wielu starych płyt nagranych jeszcze przed wojną w Polsce i Rumunii. Oczywiście, nie jestem specjalistą w tej muzyce i z góry założyłem pewien fałsz. Żydowskie kompozycje zagrał mój cygański zespół na tych swoich "nie strojących" instrumentach. Dzięki temu otrzymałem tę odrobinę szaleństwa, którą tak lubię w muzyce. Jeżeli film odniesie sukces, to wydam płytę, bo nie publikuję płyt z muzyką do niepopularnych filmów. Na składance PołyGramu znalazło się kilka piosenek z takich filmów, między innymi dwie z Toxic Affair, które zaśpiewał Scott Walker. Jeżeli chodzi o moją pracę przy filmach, to mam tylko jeden warunek muszę być właścicielem praw do mojej muzyki. Dlatego ciężko pracuje mi się w Ameryce, gdzie wytwórnie chcą mieć kontrolę nad wszystkim. Odrzuciłem kil ku uznaje się mój koncert, a nie znanej gwiazdy zachodniej czy też krajowej, jest rzeczą nietypową na świecie. Bytem zaskoczony przyjęciem w Poznaniu. Nie wierzę, bym mógł w jakimkolwiek innym kraju zagrać koncert dla 30 tysięcy osób i być tak przyjętym. Moja muzyka momentami jest bardzo cicha, intymna i kiedy taka masa ludzi słucha jej w skupieniu, to jest w tym coś wyjątkowego. Z drugiej strony, kiedy graliśmy te porywające do tańca piosenki, wszyscy oszaleli i to było piękne. Prawdopodobnie jesienią przyjadę z moją orkiestrą na koncert do Warszawy. ka amerykańskich propozycji, m.in. do Jakuba kłamcy z Robinem Williamsem.

 

Wspomnieliśmy już o wielu kulturach, które mają wpływ na twoją twórczość, ale pominęliśmy Cyganów. Czy możesz powiedzieć, ze ich dobrze znasz?

Niełatwo ich poznać. Niezależnie jak wydają się otwarci, nie dopuszczają do siebie nikogo z zewnątrz. Uznali mnie za honorowego Cygana i wykonują kilka moich piosenek jako swoje. Jestem tym naprawdę zaszczycony. Podobnie czułem się, kiedy zostałem wybrany honorowym prezesem pewnego klubu bokserskiego. Do swojego towarzystwa przyjęli mnie ludzie, którzy należą do innych czasów. Bokserzy walczą według starych reguł. Podobnie jest z Cyganami, których system wartości też nie przynależy do tej epoki.

 

Czy również przyznanie nagrody przez "Machinę" jest dla ciebie zaszczytem?

Kiedy otrzymałem od was zaproszenie, od razu potwierdziłem przyjazd. Jest bowiem coś specyficznego w Polakach.

 

Przed trzema laty zaklinałeś się, że nie chcesz już występować na żywo. Chyba zmieniłeś zdanie, skoro grałeś już prawie w całej Europie, miałeś wielkie tournee we Włoszech, a teraz czekają cię koncerty w Paryżu i Londynie.

Byłem nasycony show businessem i rockowymi koncertami. Kiedy jednak odkryłem, że koncert może sprowadzać się jedynie do muzyki i nie muszę niczego odgrywać na scenie, to znów polubiłem granie. Teraz tworzę muzykę, która powstaje na weselach i pogrzebach. To są sytuacje, które w naturalny sposób powodują, że ludzie zbierają się w jednym miejscu. To mnie inspiruje. Zdałem sobie sprawę, że dzięki koncertom sprzedaję coraz więcej płyt. Wytwórnia PołyGram postanowiła zatem po raz pierwszy zainwestować w promocję mojej płyty. Nagle może się okazać, że moim głównym zaję ciem znowu będzie nagrywanie płyt i koncertowanie. Decydujący w tej kwestii może być występ w maju w Royal Festival Hali w Londynie. Ma się na nim pojawić kilka ważnych osób, ale na pewno nie zdecyduję się na "karierę". Życie jest zbyt krótkie, by koncentrować się na rzeczach, które robimy wbrew sobie.

 

Zawsze podkreślasz, że przybędziesz na każde zawołanie Emira Kusturicy, z którym pracowałeś przy jego najsłynniejszych filmach. Czas Cyganów, Arizona Dream czy Underground. Jednak Kusturica nie zaprosił cię do pracy nad swoim najnowszym filmem.

Kusturica miał potrzebę zmiany ekipy, z którą pracował. Pierwszych pięć filmów zrealizował z tymi samymi ludźmi i teraz wymienił wszystkich współpracowników. To naturalne. Poza tym teraz nakręcił lżejszą, kameralną komedię. Nie widziałem jeszcze tego filmu, choć Kusturica pokazywał go już w Belgradzie; na pewno jest dobry. Kusturica nie może zrobić złego filmu.

 

Obaj pochodzicie z Sarajewa. Czy miasto, pokazywane przez niego w filmach, jest autentyczne?

Sarajewo Kusturicy jest prawdziwe. On nie pokazuje centrum miasta, tylko jego peryferie. Wszystko, co jest ciekawe w miastach, dzieje się na przedmieściach. Tam są zupełnie inne stosunki międzyludzkie. Ja też tam wyrosłem. Tam oprócz rodziny tak naprawdę niczego nie ma. Teraz coraz częściej myślę o tym, by wystąpić w Sarajewie. Moja muzyka pochodzi stamtąd, mam więc pewien dług, który chciałbym spłacić. W Sarajewie nie byłem od wybuchu wojny. Nie boję się tam jechać, bo wiążą mnie z tym miastem tylko mile wspomnienia. Mam po prostu potrzebę zaprezentowania tego, co robię.

 

W Polsce wciąż jedną z najpopularniejszych twoich piosenek jest Selma, którą nagrałeś z Bijelo Dugme jeszcze w 1974 roku. Jak doszło do jej powstania?

Spotkałem kiedyś w knajpie starego poetę, pijaka, który napisał wiersz. Pewnego razu na dworcu kolejowym poznał kobietę, której pomógł nieść walizkę. Zakochał się natychmiast, ale później już jej nie odnalazł. Kiedy piosenka stała się przebojem, ta kobieta zgłosiła się do nas, ale poeta już nie żył.

 

Z nowych piosenek szczególnie podobają się Mesećina, Ringe Ringe Rają, Kalaśnjikov.

Mesećina zaczyna się od rumuńskiego wstępu, a tekst jest zupełnie nowy i mówi o miłosnym cierpieniu. Ringe Ringe Rają to stary twist, który w latach 60 spopularyzował w Jugosławii wokalista Djordje Marianović. Kalasnjikow jest moją banalną piosenką o wojnie. Ma prosty tekst napisany po cygańsku, który brzmi: Moje serce nie chce bić, kiedy się nie strzela.

 

Rozmawiał Grzegorz Brzozowicz