Wydawnictwo DRZEWO BABEL

Artykuły i wywiady
Grzegorz Brzozowicz

Megaron grudzień 1999

Piotr Kępiński

 

Polak patrzy na Belgrad

 

 

Mój znajomy Serb twierdzi, że znalazł w tej książce kilka błędów merytorycznych. Gdzieś nie zgadzała się nazwa miejscowości, jakieś słowo zostało niewłaściwie przełożone. Terminy, których używa autor, nie zawsze, według niego, znaczą to, co winny znaczyć. Mimo tych uwag książkę Grzegorza Brzozowicza o Goranie Bregoviću czyta się jednym tchem. W trakcie lektury "słychać", co prawda, niedoróbki redakcyjne. Pojawiają się łamańce stylistyczne. Cała kompozycja jednak jest przemyślana, tłumaczenia filologiczne piosenek są sprawne. Dawno nie czytałem tak barwnej opowieści o byłej Jugosławii. Brzozowicz wpadł na znakomity pomysł, by losy kariery Bregovića połączyć ze swoim poznawaniem Jugosławii. Przez kilka lat mieszkał on bowiem w Belgradzie, w czasie kiedy jego ojciec pracował tam na placówce.

 

Brzozowicz znakomicie zrozumiał Jugosławię, jej ludzi i muzykę. Serbowie i Chorwaci, którzy czytali tę książkę, twierdzą, że trafnie wyłapał niuanse, niedostępne dla ludzi znających Bałkany bardzo pobieżnie.

 

Szczęściarz z Sarajewa to chyba pierwsza tak ciekawa pozycja, opisująca doświadczenia Polaka patrzącego na Belgrad i Sarajewo. Nie jest to też klasyczny wywiadrzeka. Autor zdecydował się przeplatać swoje wspomnienia zdaniami Bregovića. Zyskała na tym dynamika opowieści. By zrozumieć minionąjugosłowiańską epokę, a tym samym dotrzeć do korzeni muzyki Bregovića, Brzozowicz zdecydował się na bardzo ryzykowny, ale też efektowny zabieg. Zanim dokładnie przybliżył sylwetkę autora "Kałasznikowa", opowiedział o Jugosławii widzianej oczyma nastolatka. Przypomniał belgradzkie sklepy i ulice. Opowiedział o szkole, do której chodził. Nie ma w tych opowieściach polityki i historii. Jest muzyka i o niej Brzozowicz pisze najciekawiej. Kiedy przypomina "Elektrićny Orgazam" czy "Śarla Akrobatę" - przypomina mi jednocześnie moje wczesne fascynacje muzyczne, które po części muszę jemu zawdzięczać, to on bowiem sprowadzał do Polski te zespoły. Brzozowicz doskonale charakteryzuje poetykę jugosłowiańskiego rocka.

 

I chociaż nie jest to książka przeznaczona dla intelektualistów, to wielu dziennikarzy i publicystów piszących dzisiaj o konfliktach na Bałkanach, powinno ją przeczytać. W wypowiedziach Bregovića o wojnie znaj dziemy wiele prostych, ale jakże cennych obserwacji. Bregović opowiada o swojej obowiązkowej służbie w wojsku, wspomina bałkańskich analfabetów... Te zdania przepełnione sąmiłościądo Jugosławii, ale i bólem, czasami wstydem.

 

Miłośnicy zespołu "Bijelo Dugme" znajdą w książce Brzozowicza całą skomplikowaną historię tego zespołu. Amatorzy jego muzyki filmowej dowiedzą się, jak Goranowi udało się podbić Zachód i Polskę. I chociaż są to czasami zdania, które już dobrze znamy z innych wywiadów, to Brzozowiczowi zawsze uda się nas zaskoczyć. Ot, chociażby opowieściami o ostatniej schyłkowej fazie istnienia "Bijelo Dugme". Tak na przykład Bregović wspomina ostatnie koncerty w Serbii i Chorwacji: "Ostatnią trasę koncertową zapamiętałem jako szalenie męczącą. Kiedy w mroku wychodziliśmy na scenę w Sremskiej Minwicy, po raz pierwszy usłyszałem ten rosnący pomruk: "Serbia, Serbia... Zapaliły się światła i zobaczyłem morze serbskich sztandarów..."

 

Ciężarówki, którymi zespół podróżował, najpierw były wymazane hasłami "Serbia über alles", a potem "Hrvatska über alles". Takich doskonałych obserwacji znajdzie się w tej książce więcej. Znakomity jest Bregović, kiedy opowiada o swoim Sarajewie. Powiedziałbym nie mniej ciekawy niż Dźevad Karahasan. Każdy, kto jeszcze lubi Bregovića, powinien kupić tę książkę czym prędzej. Wszyscy winniśmy mieć też nadzieję, że Brega zaskoczy nas czymś nowym. Tymczasem na koncerty do Polski przyjechał Emir Kusturica.

 

Piotr Kępiński