O nas
wybrane artykuły
Magazyn literacki, luty 2000
Rozmawia Joanna Hetman
Powoli spłacam dług
Rozmowa z Basią Stępień, właścicielką wydawnictwa Drzewo Babel, polskim wydawcą książek Paula Coelho.
Jak to się stało, że wydawanie książek stało się Pani sposobem na życie?
Od dawna chciałam być wydawcą. Przez długi czas mieszkałam we Francji. Pracowałam tam w niezwykłej księgarni literatur słowiańskich oferującej starodruki. Działało tam także wydawnictwo - bardzo malutkie, wydaliśmy może trzy książki przez 5 lat - ale było tam bardzo wiele rzadkich tytułów,
starych, niskonakładowych. Zetknęłam się z ciekawymi ludźmi - dziwakami, kolekcjonerami, prawdziwymi pasjonatami. Byli tam ludzie, którzy kupowali książki nie po to, żeby je sprzedawać, ale po to, by je mieć, chronić, dbać jak o własne dzieci, czcić. Poza tym mam dług wdzięczności wobec książek gdy byłam dzieckiem nie pozwoliły mi rozchorować się na poważnie. Wydając książki, powoli spłacam ten dług. Zajęłam się tym wbrew zacnym radom wszystkich moich znajomych wydawców, którzy próbowali mnie przekonywać, że to najgorszy zawód świata, istna udręka.
I udało się - odniosła pani ogromny sukces.
Tak, udało się. Myślę, że stało się tak głównie dlatego, że wydaję bardzo niewiele książek. Kiedy jest ich niewiele, można się wtedy na każdej skupić, każdą pokochać. Najczęściej wydawca rzuca książkę na rynek i ona musi radzić sobie sama, bo on wydaje już kolejne pozycje. Natomiast mnie i mojej współpracownicy promocja tytułu zajmuje miesiące - dopóki wszystkie miesięczniki i gazety codzienne go nie zauważą. Przez pierwsze dwa lata funkcjonowania firmy skupiałyśmy się wyłącznie na Alchemiku, ale dopięłyśmy tego, że o książce pisała niemal cała polska prasa - regionalna, specjalistyczna, nawet najmniejsze, niskonakładowe pisemka. Oczywiście ta książka broni się sama, ale recenzje miały ten skutek, że bardzo wiele osób w Polsce wie, kto to jest Paulo Coelho i zna jego książki. Gdy moja koleżanka brała ślub, jako dodatek do prezentów, zamiast kwiatka, dostała od różnych osób dziewięć egzemplarzy Alchemika. A ostatnio inna przyjaciółka opowiadała mi, że dziecko jej znajomych dostało pod choinkę trzy Dongi.
Czyli wygląda na to, że ostatnio wydana przez panią książka - Dong co ma świecący nos - również odnosi sukcesy?
Na pewno nie jest to tak spektakularny sukces, jak w przypadku książek Coelho. Poza tym produkcja książki była kosztowna ze względu na twardą oprawę, tasiemkę, biały druk na całkowicie czarnych stronach. W księgarni za Donga trzeba zapłacić ok. 32-33 zł. Wypuściłam tę książkę w niewielkim nakładzie - 5 tyś. egzemplarzy, ale muszę przyznać, że nieźle się sprzedaje. Nawet hurtownicy byli zdumieni, że księgarze biorą to tak chętnie, składają kolejne zamówienia. Ale przede wszystkim bardzo chciałam wydać ten zbiorek wierszyków pana Leara, bo jest to dla mnie ważna książka - książka mojego dzieciństwa. Dlatego zdecydowałam się wydać ją dokładnie w takiej formie, jaką miało poprzednie polskie wydanie z 1961 roku. Wykorzystałam to samo tłumaczenie Andrzeja Nowickiego, te same rysunki Bohdana Butenki. Nie zachował się mój egzemplarz tamtego wydania, dlatego mogę śmiało powiedzieć, że wydałam Donga dla mojej córeczki, by była to również książka jej dzieciństwa.
To była również książka mojego dzieciństwa. Dlatego wzruszyłam się, stwierdzając, że wydana przez panią ma nawet ten sam zapach, co tamto wydanie.
Właśnie dla takich słów warto być wydawcą.
Wydaje pani tak niewiele tytułów, że muszą to być książki w szczególny sposób dobrane. W jaki sposób odkryła pani książki Paulo Coelho?
Alchemika przeczytałam w styczniu 1995 roku. Dostałam go od przyjaciela, bo tak już jest na całym świecie, że tą książką ludzie obdarowują się. Przeczytałam ja w ciągu jednej nocy, popłakałam się, że to nie jaja napisałam, tylko jakiś Paulo Coelho. Mieszkałam wtedy we Francji i myślałam już o tym, że wrócę do Polski, by zająć się wydawaniem książek. Nawet miałam nazwę dla wydawnictwa, tylko długo nie mogłam się zdobyć na powrót do kraju. Tamta noc spędzona nad Alchemikiem przesądziła sprawę. Postanowiłam wydać tę książkę w Polsce.
Oczywiście nie miałam pojęcia, jak to zrobić - w jaki sposób zdobyć prawa autorskie, nie mówiąc już o produkcji. Książka była wówczas znana w kilkunastu krajach. Coelho napisał ją w roku 1988. Była tojego druga książka. Brazylijski wydawca Alchemika sprzedał ok. 300 egzemplarzy, po czym powiedział, że już się więcej twórczością pana Coelho nie będzie zajmować. Ale Paulo jest uparty, bardzo wierzy w swoje książki, zupełnie jak ja wierzę w to, co robię. Nie dał za wygraną. Poszedł do drugiego wydawcy, który sprzedał ok. 2 min egzemplarzy Alchemika. Wtedy w 1995 roku, gdy przeczytałam tę książkę i zamarzyłam, by wydać japo polsku, nadarzyła się sposobność pracy na Targach Książki w Paryżu jako tłumaczka pewnego polskiego wydawcy. Uznałam, że to świetna okazja, by zobaczyć, jak wyglądająnegocjacje przy kupowaniu praw autorskich i chętnie się zgodziłam. W Warszawie podczas targów trafiłam do francuskiej oficyny, która wydała Alchemika. Gdy zapytałam o adres Paulo Coelho lub jego agenta, bo chciałabym wydać w Polsce jego książkę, usłyszałam, że to świetnie się składa, bo następnego dnia Paulo przyjeżdża do Paryża z Rio de Janeiro. Poznałam uroczego człowieka, ciepłego, otwartego, bezpośredniego, miliardera, któremu nie przewróciło się w głowie.
Zaprzyjaźniliśmy się, został ojcem chrzestnym mojej córeczki. Zdobyłam prawa do wydania Alchemika. Stwierdził, że jestem szalona, nie mam wydawnictwa, nawet nie mam faksu czy wizytówki. To było niesamowite. Duże wydawnictwo Zysk i Ska starało się o te prawa już od roku, a ja dostałam je w ciągu dwunastu godzin. Do dziś nie wiem, dlaczego tak się stało. Paulo sam jest trochę szalony, pewnie spodobało mu się moje szaleństwo. Na początku niestety nie szło zbyt dobrze. W ciągu pierwszych dwóch lat sprzedało się 5 tyś. egzemplarzy, co na polskie warunki jest niezłym wynikiem, ale na pewno trudno było mówić o sukcesie. Lawina ruszyła latem 1998 roku. W grudniu Paulo przyjechał do Polski, podpisywał książki i na te spotkania przychodziły tłumy.
Dlaczego według pani jego książki cieszą się taką popularnością?
Na półkach księgarń mnóstwo jest poradników - w jaki sposób odnieść sukces, jak zrobić pieniądze itd. Podobne wartości lansują media - prasa, czy telewizja. Człowiek stara się uciec od tego materializmu, poszukuje duchowości. Szuka jej we wszystkich istniejących systemach religijnych i filozoficznych. Alchemik Coelho nie jest poradnikiem, ale jednocześnie nim jest; nie należy do literatury ezoterycznej, ale jednocześnie ma w sobie jej cechy. Niektórzy mówią, że jego książki to New Agę i mają po części rację. W każdym razie w j ego pisarstwie są wyrażone rzeczy oczywiste, nie ma tam niczego nowego. W usystematyzowany sposób autor daje wyraz pewnemu światopoglądowi, do którego tak naprawdę dąży każdy z nas - do tego, aby być szczęśliwym, aby robić to, do czego ma się powołanie, aby się spełnić, odnaleźć sens życia. Paulo podkreśla, że człowiek powinien odkryć kobiecą stronę swojej natury, a więc kierować się sercem i intuicją. Jednocześnie nie daje nam gotowych recept na życie. Jego książki z jednej strony niosą ukojenie, a z drugiej twórczy niepokój i popychają do zmian w naszym życiu. Chociaż tak naprawdę niewiem, dlaczego książki Paulo sprzedają się w tak ogromnych nakładach. Nie rozumiem zjawiska, jakim jest Paulo Coelho.
Dostaje pani listy od czytelników?
Tak. Całkiem sporo. Ostatnio napisała do nas pewna starsza pani, osiemdziesięciokilkuletnia, która stwierdziła, że przez wiele lat była pełna niechęci do świata , a Alchemik przywrócił jej ochotę do życia. To ogromna satysfakcja być wydawcą takiej książki, nawet gdyby miała ona przywrócić ochotę do życia bodaj jednej osobie.
Wspomniała pani, że Alchemik to druga książka Coelho. A jaka była pierwsza?
Nie ukazała się do tej pory po polsku. Portugalski tytuł to w tłumaczeniu Dziennik maga, we Francji nazywa się Pielgrzym z Composteli.
Coelho sporo pisze o Hiszpanii, prawda?
Tak. Właśnie w Hiszpanii napisał tę książkę. Przeszedł wielokilometrowy, starożytny szlak Jakuba de Composteli, po drodze snując rozważania. W ten sposób powstała książka. Paulo ma takie swoje miejsce w Pirenejach, gdzie od dziesięciu lat co roku spędza Sylwestra. Małe miasteczko, do którego przyjeżdża, rozrosło się dzięki niemu ogromnie - powstały hotele, restauracje, ciągną pielgrzymki wielbicieli pisarza. Niestety nie ma już tam takiego spokoju jak 10 lat temu.
Wyda pani tę pierwszą książkę po polsku?
Na pewno. Nie wiem jeszcze kiedy, może w przyszłym roku.
Jeszcze w tym roku ukaże się w Polsce nowa powieść Paulo Coelho.
W maju na Międzynarodowe Targi Książki przygotowujemy jego książkę Weronika postanawia umrzeć. Paulo odwiedzi wtedy również Polskę. W ogóle na ten rok mam szalone jak na mnie plany wydawnicze chcę wydać jeszcze dwie książki. Nie są to powieści. Pierwsza nosi tytuł Podręcznik wojownika światła pióra Paulo Coelho, a o innych nie chcę jeszcze mówić.
Czy to, że nowa książka Coelho ukaże się na Międzynarodowe Targi Książki oznacza, że pozostające do tej pory nieco w ukryciu wydawnictwo Drzewo Babel będzie miało w maju swoje stoisko?
Owszem, wystawimy się, ale raczej nie samodzielnie, lecz przytulimy się do jednego z naszych hurtowników. Jesteśmy tylko dwie. Mając samodzielne stoisko, musiałybyśmy przy nim siedzieć, a chcemy przecież ugościć Paulo w Polsce. Chcemy, żeby podpisywał w innych polskich miastach, on zaś marzy o odwiedzeniu Częstochowy, gdyż jest zafascynowany postacią Matki Boskiej, co jasno widać w jego książce Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam. Jest bardzo religijnym człowiekiem, przeszedł różne stadia rozwoju duchowego - był hippiesem, buddystą, wyznawcą zeń, ale wrócił do katolicyzmu. Jest głęboko wierzący, ale jednocześnie bardzo tolerancyjny i daje temu wyraz w swoich książkach. Pali papierosy, pije wino, je mięso - wręcz je uwielbia. W "Alchemiku" jest taki fragment- stary alchemik, spotkany na pustyni, pije wino i zapytany przez młodego bohatera, że jakże to tak - pić wino wśród muzułmanów, odpowiada: "Nieważne co wchodzi do ust człowieka, ważne, co z nich wychodzi". Jego pierwsza książka, Pielgrzym z Composteli, była takim jego auto dafe.
Coelho napisał 11 książek. Co roku powstaje nowa. Wyda pani wszystkie po polsku?
Jak Bóg da. O ile nie znudzi mi się bycie wydawcą. I jeśli wciąż będzie zapotrzebowanie na jego książki. Co ciekawe, Paulo zamierza napisać książkę o Polsce. Ma do naszego kraju i Polaków szczególny stosunek. Kilkakrotnie w różnych dziwnych momentach życia Polacy stawali na jego drodze i pomagali mu lub próbowali pomóc. Bardzo dużo wie o Polsce. Uwielbia filmy Kawalerowicza.
Drzewa mają to do siebie, że rosną. Czy Drzewo Babel również będzie się rozrastać?
Na pewno tak, ale nie chcę stać się gigantem wydawniczym. Wydawnictwo prowadzę razem z moją wspólniczką - Joasią Jaczyńską. Pozostaniemy małym wydawnictwem, nadal same będziemy zajmować się redakcją książek, promocją, rozliczeniami z hurtowniami, drukarniami itp. Chcę, aby to, co robię zawsze sprawiało mi przyjemność. Uważam, że trafnie powiedział kiedyś Jacques Brel: "Jeżeli kiedyś wstaniesz rano i twierdzisz, że nie jesteś już artystą, ale kuglarzem, zacznij robić coś innego". I tego staram się trzymać.
Skąd wzięła się nazwa Drzewo Babel?
Zawsze złościła mnie biblijna opowieść o Wieży Babel. Bóg, podobnie jak w całym Starym Testamencie, nie jest tam szczególnie miłosierny. Zniszczył wieżę, którą ludzie zbudowali z poczucia zagubienia i która stała się symbolem różnorodności światowych kultur. Pomyślałam sobie, że znacznie lepsze byłoby drzewo, które samo rośnie. Drzewo ma w sobie skrzydła, które pchająje ku niebu, a jednocześnie jest mocno osadzone w ziemi. Zupełnie tak jak człowiek.
Rozmawiała Joanna Hetman