O nas
wybrane artykuły
Wysokie Obcasy, 4 marca 2000
tekst Ewa Korczewska
Przystanek w drodze
Nie lubi kantów i ostrych krawędzi. Obcina nogi krzesłom, fotelom, łóżkom. Dzięki temu mała Marysia może się wszędzie wdrapać.
BASIA STĘPIEŃ bywała biedna, ale zawsze w cudowny sposób starczało jej na podróże. Oprócz całej Europy i Ameryki Północnej zwiedziła Ekwador, Liban, Kubę, Syrię, Mongolię, Izrael. Przyszłego ojca swojej córeczki spotkała na dachu pociągu jadącego z małego miasteczka w Ekwadorze do Rio. Na dłużej zatrzymała się w Paryżu. Pracowała w radiu, biurze podróży i antykwariacie, jako opiekunka do dzieci i barmanka. Pięć lat temu w holu paryskiego hotelu przekonała jednego z najpopularniejszych pisarzy świata, Brazylijczyka Paula Coelho, by to właśnie jej sprzedał prawa autorskie na Polskę. - Co z niej za wydawca! Przecież ona nie ma nawet faksu! - krzyczała przerażona agentka autora Alchemika, książki, która we Francji osiągnęła nakład miliona egzemplarzy. O prawa do jej publikacji starało się duże polskie wydawnictwo.
Basia nie tylko nie miała faksu - nie miała także wydawnictwa ani żadnego doświadczenia zawodowego w tej dziedzinie. Nie miała też mieszkania, w którym mogłaby zarejestrować firmę i postawić faks. Wróciła do Polski po wielu latach, między innymi po to, by wydać Alchemika, baśń o spełnionych marzeniach. Przetłumaczenie i wydanie tej książki to było jej marzenie. Po zwycięskim boju z nieufną agentką Paula Coehlo, uzyskawszy prawa autorskie, założyła z przyjaciółką Joasią Jaczyńską wydawnictwo Drzewo Babel. Wynajęły mansardę na starej Ochocie. Wszystkie pieniądze włożyły w wydanie i promocję swego ukochanego dziecka. Rok później w małym mieszkanku pojawiło się kolejne dziecko: Marysia.
Alchemik sprzedawał się dobrze, ale do sukcesu i zysków było jeszcze daleko. Po przybyciu Marysi, mansarda stała się zbyt ciasna dla trzech kobiet. Pewnego dnia, gdy Marysia miała dwa miesiące, Basia, która większość życia spędziła w wynajętych mieszkaniach, objechała pół świata, sypiała w mongolskiej jurcie i w wydrążonej z pnia drzewa łodzi w Amazonii - nagle poczuła się biedna i bezdomna.
Jej wymarzone mieszkanie w śródmiejskiej kamienicy to prezent od taty. Dziś, gdy książki Paula Coelho od dwóch lat znajdują się na pierwszych miejscach polskich list bestsellerów, mogłaby pozwolić sobie na większe. Basia, podobnie jak Coelho, wierzy jednak w sny i znaki - wyprowadzi się dopiero, gdy spotka miejsce, które ją w jakiś sposób "przywoła". To miejsce może być wszędzie - w Europie, Ameryce czy na Wyspach Zielonego Przylądka, celu jej ostatniej wyprawy. - Wolę wydawać pieniądze na podróże niż na luksusowe mieszkanie, którego musiałabym pilnować - mówi. Na razie dobrze się czuje w swoich sześćdziesięciu pięciu metrach, gdzie w dwóch pokojach mieści się i królestwo trzyletniej Marysi, i "biuro" wydawnictwa. W przedpokoju stoi mityczny faks, piętrzą się książki, dwa telefony dzwonią bez przerwy.
Choć od sukcesu Alchemika życie Basi bardzo się zmieniło, jej mieszkanie wciąż wygląda tak samo. Całe jego fragmenty są jakby żywcem przeniesione z paryskiego Belleville, chińskiej dzielnicy, gdzie mieszkała przed powrotem do Polski. Basia przywiązuje się do rzeczy - meble z Targu Staroci na Kole jechały z nią do Paryża. Gdy wróciła do Polski, wszystko, co miała, przyjechało razem z nią.
Przyjaciele rozpoznają te same kąty, meble, tę samą chińską porcelanę i specyficzną paryską atmosferę. Oraz, znienawidzony przez niektórych, zwyczaj przyjmowania gości na podłodze. Stół, na którym podaje swego słynnego kurczaka po kaszmirsku, ma ucięte nogi. - Zawsze obcinałam nogi krzesłom, fotelom, łóżkom - mówi. - Lubię siedzieć w kucki, podoba mi się zwinność, jakiej wymaga ciągłe siadanie i wstawanie. To moja gimnastyka. Ten stół kojarzy jej się z Azją, przypomina jej Paryż i przyjaciół Chińczyków z Belleville. Zobaczyła go na Kole w pewien deszczowy dzień. Był już zadatkowany, ale Basia była tak zdesperowana, że sprzedawca przejął się nie na żarty. - Znam pana, co go kupił - powiedział. - Pójdę i powiem mu, że tu jest kobieta zakochana w tym stole, a on go tylko lubi!
W sypialni, gdzie łóżka z obciętymi nogami wyglądają jak łodzie, rządzi Marysia. Drugi pokój pełni funkcję salonu gościnnego i gabinetu Basi. Jej ulubionym miejscem jest kuchnia, najbardziej zamieszkana i domowa, choć i tu potrafią zaplątać się bloczki z fakturami, dowody dostawy i wyciągi bankowe. Na kuchennym oknie kwitną w doniczkach orchidee - ulubione kwiaty Basi. Nie chce zdradzić, w której kwiaciarni je kupuje. - Orchidei jest tak mało - mówi. - W końcu zabraknie dla mnie! Większość przedmiotów pochodzi z warszawskiego Koła, jego paryskiego odpowiednika Montreuil i paryskich śmietników. - We Francji najlepiej chodzić po śmietnikach w pełnię księżyca - radzi Basia. - Nie wiadomo, dlaczego ludzie wyrzucają wtedy najlepsze rzeczy. Z podróży przywozi lampy, tkaniny, muszle. A podróżować lubi samotnie lub z którymś z przyjaciół. Jest ciekawa nie tylko egzotycznych miejsc, ale i siebie - jak sobie poradzi w trudnych warunkach, w dżungli czy na stepie, nie znając języka.
Południowoamerykańska uroda Basi, która podczas egzotycznych podróży zwykle pomaga jej nawiązywać kontakty, raz o mały włos nie pokrzyżowała jej planów. Było to 22 marca 1995 roku w hotelu Danube w Paryżu, gdzie umówiła się po raz pierwszy z Paulem Coelho, by prosić go o zgodę na wydanie Alchemika. Długo siedziała w holu i czekała. Kiedy była już bliska zwątpienia, pojawił się. - Zaglądałem tu kilka razy i uznałem, że moja kontrahentka z Polski po prostu nie przyszła na spotkanie. Byłem przekonany, że pani jest z Ameryki Południowej - powiedział. Jego wyobrażenie Polki nieodłącznie wiązało się z wizerunkiem pulchnej tlenionej blondynki. Dopiero pomoc recepcjonisty sprawiła, że doszło do spotkania.
W lipcu 1997 roku Paulo Coelho został ojcem chrzestnym Marysi.
- Zaufałem pewnej szalonej Polce, ponieważ sam jestem trochę szalony - przyznał rok później w Warszawie, gdy przyjechał promować kolejną wydaną przez Basię książkę Piąta góra.
Ewa Korczewska