Wydawnictwo DRZEWO BABEL

Artykuły i wywiady
Vedrana Rudan

Rzeczpospolita, 13 listopada 2004

Janusz Głowacki

 

Pocztówka z pola minowego

 

 

Wydana przez Drzewo Babel powieść Vedrany Rudan nazywa się Ucho, gardło, nóż. Mogłaby się też nazywać Rzeź, wrzask, seks albo Gwałt, dymanie, skowyt. Skowyt mógłby się kojarzyć ze sławnym poematem wielkiego buntownika poezji amerykańskiej z roku 1956. Ale jako że świat poszedł naprzód, utwór Allena Ginsberga, przerażonego degradacją wartości i nowojorskim molochem, w sąsiedztwie prozy Vedrany brzmi cokolwiek elegijnie.

 

Oczywiście Skowyt jest znakomicie zrobiony literacko, a Vedrana wali po pysku. Chorwatce najbliżej jest do Oriany Fallaci. Ale gdzie tam brutalnej Orianie do furii i bezwstydu piasrki i dziennikarki z Bałkanów.

 

Narratorka Vedrany Rudan – książka jest monologiem wewnętrznym kobiety mocno po czterdziestce – oznajmia na początku, że „ludzie mają dosyć jebania i wojen“. Może i ona ma dosyć. Ale my absolutnie nie. Gdyby tak się składało, że mamy dosyć, to nasze niosące wolność sojusznicze wojska nie maszerowałyby po Bliskim Wschodzie, jeńcy iraccy byliby pozbawieni wielu atrakcji towarzyszących przebywaniu w więzieniu, a książki pani Rudan nikt by nie kupił. Bohaterka wyznaje też, że nie może spać z powodu klimakterium albo wojny. W to można uwierzyć. Jej opowieść istotnie ma cechy koszmaru, chociaż bardzo mało sennego.

 

Narratorka ma też kłopoty z tożsamością. To nie jest dokładnie ten sam rodzaj wątpliwości, z jakimi zmagał się Stiller u Maksa Frischa, czy który spędzał sen z oczu bohaterowi sztuki Amerykanina Herba Gardnera I’m not Rapport. Bohaterka Vedrany męczy się oczywiście także i w wymiarze ogólnoludzkim, ale częściej serbsko-chorwackim, przy czym obie możliwości identyfikacji wydają się jej nadzwyczaj mało atrakcyjne. Poza pijanymi wojną Serbami i Chorwatami, narratorka, której chyba bardzo blisko do autorki, brzydzi się seksem, skurwieniem, zgłupieniem i hipokryzją świata i ludzi. Zresztą nie ma ani jednej rzeczy, której by się nie brzydziła. A brzydzi się na śmiesznie, na bezwstydnie i na ponuro.

 

Książka załadowana jest po brzegi wulgaryzmami, które mogłyby zgorszyć nawet nadwiślańskich brutalistów. Ale dobrodziejstwo, jakim jest dla literatury wojna, zwłaszcza wojna bałkańska, czyli portret świata, który na dobre wyszedł z formy, trochę to wszystko usprawiedliwają.

 

Oczywiście brzydząc się seksem, narratorka brzydzi się mężczyznami, ale jej feminizm też jest umiarkowany. “Dziś w Chorwacji rządzą dupy. W gazetach, w radiu, w telewizji... Piętnastoletnia cycatka na długich nogach daje wywiad na dwie strony o tym, co myśli o bin Ladenie. Pojedzie na Szeszele i zostanie najpiękniejszą dupą świata. I głosić będzi prawdę o Chorwacji. Druga pojedzie na Karaiby. Tam dupą zwróci uwagę na chorwackie pola minowe. Trzecia ruszy do Ameryki i dupą przekaże Bushowi swoje zaniepokojenie z powodu gwałtownych zamieszek na Bliskim Wschodzie...”

 

Vedrana ustami swojej bohaterki zaklina się, że nie jest o te panie zazdrosna. Ale może jednak jest. Jakiś czas temu Marek Edelman, zapytany o swoją filozofię, powiedział, że całkowicie wystarcza mu przekonanie, że człowiek to jest coś wyjątkowo paskudnego. Byle tylko dać mu szansę. Marek Edelman ma podstawy, żeby tak sądzić. Bohaterka Vedrany Rudan myśli podobnie.

 

„Wojna jest czymś takim, w czym każdy normalny człowiek czuje się jak ryba w wodzie. Wszystkim nam robi się ciepło na sercu, kiedy zarzynamy cudze córki“.

 

Niestety, słabą stroną wojen jest to, że się kończą i to właśnie wtedy, kiedy jest najfajniej. „Kiedy podpaliliśmy szósty dom, wynieśliśmy dziewiątą lodówkę, zerżneliśmy małą na progu, każą nam przestać i jeszcze nas opierdalają. Mówią, że to nienormalne, żeby była aż taka rzeź. A jaka jest normalna?“.

 

Żeby czytelników nie zniechęcać, czuję się w obowiązku dodać, że choć bohaterka książki oficjalnie się seksem brzydzi, to jednak poświęca mu wiele miejsca i ze znawstwem opisuje.

 

Do książki doczepiona jest na końcu jakaś dokumentalna chyba relacja tzw. prostej kobiety z wojennych koszmarów. Tak, jakby autorka się bała, że jej nie uwierzymy, albo że nie wystarczy. Ależ wystarczy, jak najbardziej.

 

Janusz Głowacki