Wydawnictwo DRZEWO BABEL

Artykuły i wywiady
Vedrana Rudan

Zwierciadło, styczeń 2006

Magda Rozmarynowska

 

Podwojona Vedrana

 

 

"Musiałam to z siebie wyrzucić. Potrzebowałam terapii. Płakałam, wymiotowałam z nerwów, wychodziłam na taras, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i znowu wracałam do pisania", opowiada Magdzie Rozmarynowskiej Vedrana Rudan. Jej nowa książka "Miłość od ostatniego wejrzenia" nie jest zwykłą autobiografią. To wstrząsające studium przemocy.

 

Nie przypomina bohaterek swoich książek. Nie krzyczy, nie przeklina, nie drażni. Powściągliwa, zawsze elegancka, prawdziwa dama. Z dystansem do siebie i wielkim poczuciem humoru. Do Polski przyjechała na promocję "Miłości od ostatniego wejrzenia", a także na premierę monodramu "Ucho, gardło, nóż" w teatrze Polonia. Monodram na podstawie jej powieści o tym samym tytule wystawiła Krystyna Janda, która zachwyciła się odważnym i wyrazistym tekstem chorwackiej pisarki.Vedrana Rudan spotkała się z polskimi czytelnikami oraz udzieliła wielu wywiadów.Towarzyszył jej mąż, Ljubisza, prawnik. - Mój drugi mąż - podkreśla Vedrana. Jest wyraźnie zachwycony żoną, cieszy się z jej sukcesów, robi mnóstwo zdjęć. - Czasem mi się zdaje, że ta moja sława jest tylko projekcją jego marzeń - śmieje się autorka, która nie ukrywa, że od błysków fleszów woli spokój i ciszę, potrzebne, by skupić się i pisać.

 

Jak poznała pani drugiego męża?

Pojawił się, kiedy pracowałam w państwowym radiu w Rijece. Usłyszał mój program i przez rok starał się do mnie dotrzeć. Myślałam, że to jakiś nawiedzony fan, jakich wielu, i nie chciałam zgodzić się na spotkanie. W końcu udało mu się namówić mnie na kawę. Jest sporo ode mnie młodszy. Odebrałam go jako miłego, młodego człowieka, ale nie wzbudził we mnie żadnych emocji. Żyłam w nieszczęśliwym związku i miałam dość mężczyzn. Potem spotkaliśmy się jeszcze kilkakrotnie. On strasznie starał się mnie zdobyć, a ja nie chciałam tego zauważyć. Potrzebowałam roku, żeby zrozumieć, że nie mogę żyć bez tego mężczyzny, z którym właściwie piłam tylko kawę. Zdecydowałam się z nim być, nie wiedząc, jaki jest w łóżku.Na szczęście, okazał się równie fascynującym kochankiem jak rozmówcą. Odtąd dzielę moje życie na to przed Ljubiszą i to z nim. To jakby dwa różne życia i dwie różne kobiety.

 

Jakie było życie przed Ljubiszą?

 

"Pięścią rozbija mi głowę! Budzę się. Mam mokrą głowę, ręce związane białymi taśmami. I nogi w kostkach. Rozdarł prześcieradło. Zwisam na oparciu fotela. Patrzę na niego z ukosa, w głowie mi łomocze. Jest nagi! W ręce trzyma pas! Brązowy, skórzany, szeroki, długi, ze srebrną klamrą! Ty krowo, mówi, teraz sobie powrzeszczysz! Mnie nie będziesz robić w chuja! Nie jestem twoim słuchaczem, halo, halo, czy się słyszymy?! Nie jestem oczarowany twoim wdziękiem! Przede mną nie możesz grać, ja cię znam na wylot. Puść mnie, szepcę, chyba swoim głosem. Kurwo, mówi, uspokój się, kurwo! Nie zostanę twoją szmatą, prawą ręką gładzi skórzany rzemień. Jest mańkutem. Nie zniszczysz mi życia! Nie, stękam. Nie rób tego, mówię. Puść mnie. Nic nie zrobiłam, szepczę. Będę grzeczna, proszę, będę dobra, najlepsza na świecie, nie jestem kurwą, nie jestem kurwą, ja cię...Poczekaj, mówi. Wkłada płytę do odtwarzacza. Dondondon, dondondondon, dondondon. Piąta Beethovena. Całe mieszkanie się trzęsie. Wali mnie po plecach. Nerkach! Po karku! Łydkach! Dondondondon! Dondondondon! Po głowie! Po plecach! Po nerkach! Dondondondon! Dondondondon! Krzyczę. Na pomoooc! Dondondondon! Dondondondon! Po plecach! Po głowie! Klamrą po karku! Klamrą po karku! Klamrą po karku! Dondondondon! Po karku! Po karku! Dondondondon! Krzyczę. Ooooooooooooooooooo! Po karku! Po głowie! Dondondondon! Wrzeszczę! Babciuuuuu! Babuniuuuu! Babuniuuuuu! Dondondondon! Nagle przestaje?! Beethoven grzmi! Dondondondon! Dondondondon! Mamoooooooo! Patrzę z ukosa. Eka stoi w drzwiach pokoju."

Przez wiele lat żyłam w strachu, w pułapce, z której - jak mi się wydawało - nie było wyjścia. Na zewnątrz wszystko wygladało pięknie. Przystojny mąż, sędzia, dobrze sytuowany. Ja, dziennikarka. Dwoje małych dzieci. Mieszkanie, samochód, wakacje, plany na przyszłość. W środku, prawdziwe piekło. Bicie, poniżanie i ta świadomość, że nie mam dokąd uciec, że muszę spłacić kredyty i nie mogę liczyć na pomoc rodziny. Myślałam, że tak musi być. Nawet wtedy, gdy bałam się o życie.

 

Trzeba było wezwać policję!

 

"Tata tłukł mamę, rzucał ją na podłogę w kuchni, na ciemnożółte kafelki, a później skakał po niej, z ust wydobywały się jej czerwone bąbelki, pyk, pyk. W miasteczku nie było telefonów, wujek Toni był telefonistą, brał dwa duże sierpy, wbijał je w drewniany słup, żeby móc się wspiąć na czubek, i dzwonił na milicję. Milicja przyjeżdżała. Pójdziesz z nami, kolego!Szedł. I wracał."

W moim kraju wzywanie policji nie ma sensu. Stróżowie prawa niechętnie interweniują w małżeńskie wojny i zawsze stają po stronie mężczyzny. Na szczęście to się powoli zmienia. Żeby katowana kobieta mogła się zbuntować i odejść, musi mieć pracę, dach nad głową i ochronę policji. Na przykład wtedy, gdy porzucony mąż siłą będzie się wdzierał do jej kryjówki. W Chorwacji każdego dnia byli mężowie zabijają byłe żony. Z policyjnych raportów wynika, że co 10 minut jakaś kobieta jest bita, i ta statystyka dotyczy tylko zgłaszanych przypadków. Większość kobiet milczy. Nie zna innego życia niż to oparte na przemocy. Ich babki były bite, matki, siostry. Ja też taka byłam, dopóki nie spotkałam Ljubiszy. On mi uzmysłowił, że istnieją inni mężczyźni niż ci, których do tej pory znałam. Inni niż mój pierwszy mąż, inni niż ojciec.

 

Jaki był pani ojciec?

W latach 70. modne były spódniczki mini. Kiedyś zobaczył mnie w spódnicy za kolana. Wybuchła awantura:

"Najpierw wszystkim pokazujesz cipę, a teraz postanowiłaś pójść do monastyru! Zdecyduj się kim będziesz kurwą, czy zakonnicą? (...) Podniósł się od stołu bez słowa, podniosłam się i ja. Podszedł do mnie, nieczęsto staliśmy jedno przy drugim, jednak jego smród, smród czosnku i białego wina, mogłabym rozpoznać wśród tysiąca innych smrodów. Zionął na mnie oddechem. Chwycił mnie za piersi. Na cyckach poczułam jego ręce, dłonie, palce. Usta miał otwarte, trochę śliny w kącikach. Podniósł mnie, wyniósł do przedpokoju i rzucił o szklane drzwi szafy. Zdziwiła mnie jego siła. Szkło posypało mi się na głowę, krew mnie oślepiła, ręce miałam pełne szkła. I ramiona, i głowę. To banalne, właśnie banalne, ale zrobiło mi się ciemno przed oczami. Mogłam pomyśleć, że straciłam przytomność, że dlatego jest tak ciemno. Ale nie pomyśłałam, wiedziałam, że jestem przytomna czarną mroczną przytomnością. Jestem w szale, choć przy zdrowych zmysłach. To, co nazywa się ciemno przed oczami, wygląda jak ciemno przed oczami. Wchodzisz w mrok, mrok znika, a wściekłość zostaje. Strząsnęłam z siebie szkło. Stara patrzyła na mnie. Milczała i miętosiła ścierkę. Podeszłam do pieca, złapałam uchwyt ogromnego gara, w którym wrzała woda, nie pamiętam, czy uszy były gorące, nic nie poczułam, powoli odwróciłam się w stronę ojca i rzuciłam garem w jego głowę, chciałam go zabić."

Przeżył, wylądował w szpitalu. Zobaczyłam go dopiero po kilku latach, kiedy urodził się mój syn, Slaven. Zagroziłam, że jeśli zrobi mi krzywdę, mój mąż się z nim porachuje. Dał mi spokój. Mój ojciec to typowy Chorwat. Tyran domowy. Tchórzliwy na zewnątrz, agresywny wobec rodziny. Był rybakiem, często wracał podchmielony. Bił, gdy przyłapał mnie na czytaniu książek. Bo w typowej chorwackiej rodzinie kobieta ma tylko sprzątać, gotować i usługiwać mężczyźnie.

 

Matka pani nie broniła?

Nie, nigdy. I to mnie najbardziej boli, do dzisiaj. Dlatego opisałam ją w mojej książce najgorzej.

"Moja mama była tchórzem, ślimkiem miękkim, oślizgłym, bez jaj (...)Moja mama feministką?!Ten przerażony, drżący, stłamszony śmieć?! (...) Ona nigdy nie mówiła, w życiu nie usłyszałam od niej dziesięciu zdań, ona tylko wycierała suchy nos."

Moja mama była ofiarą swojej matki. Przez całe życie traktowana była jak szmata. Pytanie, czy to ją usprawiedliwia?Teraz ma 80 lat i strasznie bałam się dać jej tę książkę do przeczytania. W końcu pokazałam jej egzemplarz. A tu nic. Okazało się, że mama w ogóle siebie nie rozpoznaje. Kim jest ta kobieta? spytała, mając na myśli postać matki.

 

Moja mama nie wtrącała się, kiedy ojciec mnie bił. Szła na górę do łazienki i paliła papierosa, w tajemnicy przed nim, a potem nerwowo wietrzyła. Cierpi na syndrom ofiary i najlepiej czuje się w roli ofiary, wypiera prawdę. Nie chce jej znać i wygląda na to, że nigdy jej do siebie nie dopuści. A mimo to, pod moim wpływem zmieniła swoje życie. W wieku 65 lat odeszła od ojca i przeniosła się do mnie.

 

Coś jednak zrozumiała?

Nie sądzę. Mama myśli, że ja swoją wolność zawdzięczam drugiemu mężowi, nie sobie. Broni świata, w którym została wychowana. W tym świecie kobieta bez mężczyzny jest nikim. Sama nie jest w stanie wyzwolić się ze złego losu. W tym może pomóc tylko dobry mężczyzna, a na takiego trudno trafić. W oczach mamy ja miałam to szczęście i trafiłam. Uważa jednak, że nie zasługuję na tak wspaniałego męża, więc cokolwiek się dzieje, dla niej on zawsze jest dobry, a ja zła. Mama wierzy, że to on ją utrzymuje, podczas gdy tak naprawdę mnie zawdzięcza swój byt. Mówi dzieciom: "Nie wierzcie, że wasza mama ma jakieś swoje pieniądze. Ona nic nie ma, nic nie potrafi." Najbardziej się boi, że Ljubisza przejrzy na oczy i mnie zostawi, a wtedy ona nie będzie miała co jeść.

 

Wyobraża pani sobie życie bez mężczyzny?

"Może to jest jedyne możliwe szczęście kobiet? Żyć bez mężczyzny?!Może to ocaliłoby świat i uczyniło go lepszym?My kobiety wychowywałybyśmy dzieci same, z dala od samców opętanych autodestrukcją, te dzieci byłyby innymi ludźmi. Bez agresywnego ojca rosłyby lepsze, serdeczniejsze i bardziej tolerancyjne. Ludzie są na wymarciu, jak białe tygrysy. Trzeba założyć ogród zoologiczny, który pomógłby przetrwać temu zwierzęciu. I mężczyzna, i kobieta są tylko zwierzętami".

Wierzę, że to jest możliwe. Bardzo chciałabym móc tak żyć, ale nie mogę. Nie potrafię żyć bez mężczyzny. Niedawno znalazłam swój pamiętnik, który pisałam jako czternastolatka. Już wówczas zżerał mnie strach. Bałam się samotnego życia w małym mieszkanku, bez mężczyzny i bez dzieci. Tłumaczę mojej dorosłej córce, Asji że powinna spróbować żyć sama i nie czekać na księcia na białym koniu, bo on nie istnieje...

 

Nie istnieje?!

"Żyć, by czekać i szukać miłości swego życia, to manipulacja Kościoła i państwa. Jeśli nie trafimy na księcia, nasze życie, życie kobiet jest bez sensu?A księcia nie ma! (...) Gdyby nam kobietom powiedziano prawdę:Książę nie istnieje, jeden książę nie wystarcza na jedno życie, naturalne jest odczuwanie potrzeby wymiany książąt -kto miałby władzę nad światem? (...) Wcisnęli mi polowanie na księcia jako sens życia i strach przed samotnością jako konia, na którym będę pędzić, dopóki nie złowię jedynego, prawdziwego szczęścia. Wyjdź za mąż, nie zostaniesz sama!Małżeństwo to niewola, która jest najlepsza, jeśli trwa dożywotnio!Wcisnęli mi tezę, że brak wolności jest jedyną prawdziwą wolnością?!Masz urodzić, jak się zestarzejesz, dzieci będą ci podawać herbatę!Nikt nie mówi: Dzieci podają herbatę, gdy możesz im za to zapłacić".

Radzę córce, żeby nie dała się na to nabrać, ale jakoś nie udaje mi się jej przekonać. Może dlatego, że sama spotkałam księcia z bajki. I dostaję od niego rano kawę do łóżka i słodkie marcepany. Ona to widzi, więc nie wierzy w to, co mówię.

 

Jak wychowywała pani córkę?

Bardzo surowo, żeby w ten sposób ochronić ją przed srogością świata. Wiedziałam, że jako dziewczyna zawsze będzie miała gorzej i trudniej.

 

"Naucz się ponosić porażki, nie płacz bez sensu, nauczycielka też ma prawo do błędu!Słuchałam siebie, wydawało mi się, że mówię do kogoś, komu chcę udowodnić, że jest głupi, niepewny siebie i nieszczęśliwy. Traktowałam swoją córkę jak przeciwnika, któremu już na starcie muszę pokazać, że w razie kłopotów nie może na mnie liczyć! Kiedy płakała, miałam ochotę wrzasnąć: Dość!"

Może przesadziłam z tą srogością? W każdym razie przyszedł moment, że musiałam udowodnić Asji, że ją kocham. Miała kłopoty na studiach. Przestałam ją z tego powodu dręczyć. Powiedziałam, że może studiować tak długo, jak tylko chce, i że będę ją utrzymywać. I wtedy nagle przestała mieć te kłopoty. Zdała wszystkie zaległe egzaminy, a niedawno obroniła pracę magisterską z ekonomii. Uważam to za swój największy sukces, większy od wszystkich książek. Dlatego właśnie w tym dniu zrobiłam sobie zdjęcie.Doskonale pamiętam inny dzień, gdy ja odbierałam swój dyplom filologii niemieckiej i chorwackiej na tej samej uczelni. Był marzec 1973 roku. Miałam mamę, tatę i babcię. Nikt nie przyszedł. Nikt nawet nie wiedział, że skończyłam studia.

 

Czym się różni wychowanie syna?

Syna od poczatku traktowałam inaczej. Jak kogoś, kto jest delikatny, kruchy, komu nigdy dość miłości. Rozpieszczałam go na wszystkie możliwe sposoby. Opłacałam mu drogie studia w USA i w Europie. Wybaczałam wszystkie potknięcia. Spłacałam jego długi. Byłam pewna, że zrobi karierę w Ameryce. Tymczasem on wrócił do Chorwacji i jako operator komputerowy zarabia teraz mniej od śmieciarza. Ale nie mam odwagi powiedzieć mu, że mnie rozczarował. Jak wszystkie matki na świecie jestem idiotycznie zakochana w moim synu.

 

To niesprawiedliwe!

Nie twierdzę, że to jest dobre. Po prostu tak jest. I nie boję się o tym mówić.

 

Jest pani odważna?

"Bawiła mnie ta druga dziewczyna, w którą się przemieniłam, aby pomóc pierwszej, która prędzej by umarła, niż wydusiła z siebie coś takiego".

Moje pisarstwo to wynik rozdwojenia jaźni. Nie umiem być taka jak moje bohaterki, choć czasem bardzo bym chciała. Obdarzam je tym, czego mi brakuje. One wykrzykują to, co ja po cichu myślę. Robią to, co sama bym chciała zrobić. Uderzone oddają cios. Buntują się i walczą. Wysyłam je na pierwszą linię frontu, a sama chowam się za ich plecami. Czekam aż odpalą bombę, która eksploduje.

 

Bombę?

Tak. Jestem urodzoną prowokatorką. Ale tylko jako pisarka, prywatnie nie lubię prowokować.

 

W pani powieściach nie ma Boga. Ludzka egzystencja pozbawiona jest wymiaru duchowego. Naprawdę wierzy pani w to, że nasze życie dzieje się tylko tu i teraz?

Naprawdę. Często słyszę, że to mój największy problem. Nic na to nie poradzę, nie wierzę w siły nadprzyrodzone, w sprawiedliwość po śmierci i nagrodę w niebie.

 

To w co Pani wierzy?

Mimo wszystko w miłość.

 

W tekście wykorzystałam fragmenty powieści Vedrany Rudan

"Miłość od ostatniego spojrzenia",

wydanej przez wydawnictwo Drzewo Babel (Warszawa 2005),

w tłumaczeniu Marty-Dobrowolskiej-Kierył