Wydawnictwo DRZEWO BABEL

Artykuły i wywiady
Vedrana Rudan

Życie Warszawy, 4 listopada 2004

Artur Górski

 

Recenzja książki Ucho, gardło, nóż

 

Powieść Vedrany Rudan Ucho, gardło, nóż czytałem wiosną 2003 roku w oryginalnej wersji językowej. Dostałem ją od chorwackiego wydawcy tej książki, zagrzebskiej AGM, z prośbą o ocenę, czy miałaby ona szanse na sukces w Polsce. Nigdy nie udzieliłem odpowiedzi na to pytanie. Uważałem bowiem, że szanse są znikome, ale nie wolno tego uświadamiać wydawcy, bo mowa o powieści wybitnej, wielkiej wręcz, porażającej. Takiej, jakiej w wykonaniu polskiego autora nie było, i pewnie prędko nie będzie.

 

Rzecz o tyle niezwykła, że mamy do czynienia z monologiem głównej bohaterki, eleganckiej post-Jugosłowianki (Chorwatki, która jednak nigdy nie pogodziła się z eskalacją nienawiści swych rodaków wobec Serbów) w wieku balzakowskim, która wylewa z siebie gorycz życia. Jednak polskie tłumaczenie nie oddaje ducha tego dzieła, bo oddać po prostu nie może. Nasz język literacki (a w takiej formule Ucho zostało przetłumaczone) nie jest tak gwałtownie brutalny, i wulgarno-namiętny, jak chorwacki Vedrany Rudan. Monolog bohaterki to kaskada, której nic nie jest w stanie powstrzymać, jednak w polskiej wersji wytraca ona impet. A już szczególnie widoczne jest to w ostatnim rozdziale (nigdy nie zrozumiałem, po co go Rudan umieściła w książce), w którym stara kobieta opowiada mową ludową swe wojenne przeżycia. Tłumacze z jej niemal bełkotu uczynili lekkie, reymontowskie mazurzenie. A to nie o to chodziło.

 

Jednak – powtarzam – tej książki nie da się wiernie przetłumaczyć. Dobrze, że w ogóle się ukazała.