Artykuły i wywiady
Vedrana Rudan
- Owca, która kąsa
Emilka Sobczuk - Zabij męża i ojca swego
Remigiusz Grzela - Podwojona Vedrana
Magda Rozmarynowska - Hit
Kazimiera Szczuka - Zła Chorwatka
Katarzyna Surmiak-Domańska - Język bez głowy
Alfred Siatecki - Pocztówka z pola minowego
Janusz Głowacki - Recenzja książki Ucho, gardło, nóż
Artur Górski - Wstrząsnęła Chorwacją
Paweł T. Felis - Brutalna, wkurzona ofiara
Izabela Marczak - Tygrys nie je sałaty
Paulina Wilk
Nie, 19 kwietnia 2006
Remigiusz Grzela
Zabij męża i ojca swego
Z Vedraną Rudan, chorwacką pisarką, autorką książki Ucho, gardło, nóż, według której Krystyna Janda przygotowała głośny monodram, rozmawia Remigiusz Grzela
Lubi Pani być „złą Chorwatką”?
Nie myślę o sobie jako Chorwatce dobrej bądź złej. Zawsze myślę o sobie jako o istocie ludzkiej.
Skąd wzięło się to medialne określenie?
Człowiek jest zły, jeżeli nie postrzega samego siebie przez pryzmat narodowości. Myślę, że narodowość nie jest istotna. Nie istnieją Niemcy, Chorwaci, Polacy. Istnieją dobrzy albo źli ludzie.
W jaki sposób myślała Pani o Serbach i Chorwatach, kiedy zaczęła się wojna?
Tak samo jak o konflikcie Polaków i Żydów, jak o Palestyńczykach, kiedy walczyli i walczą z Żydami. Tak samo jak o biedocie arabskiej, która niedawno walczyła w Paryżu.
Czy Pani książki są rodzajem protestu przeciwko walkom pomiędzy złymi a dobrymi ludźmi?
Moje książki nie są protestem. One są raczej obrazem świata. Wierzy pan, że książki mogą coś zmienić? Myślę, że w tej chwili jedyną szansą na zmianę świata jest terroryzm.
Dosyć ekstremalny pogląd.
Nie, to myślenie realne. Po prostu widzę więcej.
Podobnie radykalna jest Oriana Fallaci, do której czasem się Panią porównuje.
Ona tak nie pisze. Fallaci dzieli świat na ludzi dobrych i muzułmanów terrorystów. Nie wierzę w to, że muzułmanie są terrorystami. Oni są tacy jak wszyscy.
Czy Pani mówi o leczeniu świata terroryzmem? Tak to mam rozumieć?
Nie powiedziałam, że terroryzm może leczyć świat albo go poprawić. Powiedziałam, że może go zmienić. Może doprowadzić do sytuacji, w której rządzący światem bogaci ostatecznie poznają moc słabych. Cieszę się, że żyję w takim świecie, w którym Bush ma szansę zrozumieć, że śmierdzący biedny Murzyn może spalić Waszyngton, a jego samego zabić. Świadomość, że coś takiego może się zdarzyć, jest miłym uczuciem.
Uważa Pani, że to nie jest ekstremalne? W dodatku okrutne.
Mnie podoba się to, że światowa wojna między bogatymi i biednymi może świat zmienić albo zniszczyć. Dzisiejsi niewolnicy na całym świecie walczą, bo nie mają nic do stracenia. Świetnie ich rozumiem, bo mam dwoje dzieci, które nie mają przyszłości. Dlatego lepiej, żeby świat przestał istnieć, niż żeby moje dzieci miały ciężkie życie.
Pani jest za anarchią?
Nie. Jestem za sprawiedliwością i lepszą dystrybucją bogactwa. A teza o anarchii jako efekcie terroryzmu jest tylko manipulacją ludzi bogatych.
Jest Pani za zabijaniem w walce o taką sprawiedliwość?
Potrzeba zabijania jest naturalna dla człowieka. Jest istotą człowieczeństwa. Człowiek bardziej jest sobą, gdy zabija, niż gdy wyciera nos chusteczką albo się całuje.
Dla Pani wojna się nie skończyła?
Jeśli tylko jednej nocy w Paryżu, w środku spokojnej, cywilizowanej Europy, spalono 800 samochodów, wojna się nie skończyła. A wyobraźmy sobie, co dzieje się w tym samym czasie w Bagdadzie albo w Czeczeni. Wojna nigdy się nie skończy.
Powiedziała Pani, że jej dzieci żyją w świecie bez przyszłości. A przecież w Chorwacji wiele się zmieniło.
A skąd pan to wie? Turyści zawsze mają niewłaściwą perspektywę. Mój syn skończył dwa fakultety w Ameryce: psychologię i informatykę. Zarabia 500 euro miesięcznie w austriackiej firmie w Chorwacji. Wynajęcie trzydziestopięciometrowego mieszkania kosztuje 300 euro. Mój dobrze wykształcony syn nie jest w stanie zarobić tyle, żeby się utrzymać. Jaka świetlana przyszłość na niego czeka? Jakie ma perspektywy?
Myśli o wyjeździe z Chorwacji?
Człowiek nie może uciec, musiałby zmienić świat. Lepiej powiedzieć nawet: niewolnik nie może odejść, niewolnik musiałby zmienić świat. Ci wszyscy biedni w Paryżu i Berlinie buntują się, bo nie mają dokąd odejść. Dlatego zabijają i palą.
Czy perspektywy nie były dużo gorsze, kiedy Pani kończyła studia?
Moje perspektywy były bez porównania lepsze, a życie było pewniejsze. Szybko dostałam pracę. Wtedy jak się dostawało pracę, to miało się ją latami. Państwo organizowało opiekę zdrowotną. Młody miał nadzieję, że od państwa otrzyma mieszkanie. Pierwszy dom kupiłam w wieku 26 lat. Samochód – w wieku 21. Za gotówkę, nie na kredyt. Mieszkałam samodzielnie. Bez rodziców, bez problemów. A to było ponad 30 lat temu.
To wojna zmieniła sytuację?
Pokój to zmienił. W czasie pokoju nasi politycy sprzedali obcemu kapitałowi całą Chorwację: banki, hotele, prąd, wodę. Chorwacja nie istnieje jako państwo. To jest tylko cząstka świata, którą rządzą międzynarodowe korporacje.
W swoich książkach opisuje Pani jednak świat mężczyzn i kobiet, a nie międzynarodowych korporacji.
W świecie niewolników kobieta jest największym niewolnikiem. Ma przeciwko sobie wszystko: społeczeństwo, męża, dzieci. W Chorwacji co 10 minut jakaś kobieta zostaje pobita. To są dane policji. Sytuacja tak naprawdę jest dużo gorsza. Przerasta statystyki. Każdego roku mężowie zabijają w Chorwacji około stu kobiet, a Chorwacja ma jedynie 4,5 miliona mieszkańców. Sądy są bardzo łagodne w stosunku do mężczyzn zabójców żon. A kiedy kobieta w samoobronie zabija męża, co niedawno miało miejsce, dostaje 9,5 roku więzienia. Sędzia napisał w uzasadnieniu, że otrzymała tak wysoki wyrok, bo pozbawiła dziecko ojca. A przecież ta kobieta zabiła męża w momencie, gdy to on chciał ją zabić.
Swoją ostatnią książkę Miłość od ostatniego wejrzenia zadedykowała Pani siostrom w Polsce. Tym, które zabiły mężów. Dlaczego?
Bo wiem, że w Polsce jest podobnie. Wiem, jacy są ci, którzy używają przemocy. Mój ojciec był taki. I mąż. Dzisiaj żałuję, że nie zabiłam męża i nie odsiedziałam tego.
Dlaczego Pani tego nie zrobiła?
Nie miałam wystarczająco dużo odwagi, a mąż był dużo większy i silniejszy ode mnie. Wiem, że w Wielkiej Brytanii istnieje prawo, które pozwala maltretowanej żonie zabić męża, podczas gdy on śpi. Tam traktuje się to jako samoobronę. Staram się w Chorwacji o uchwalenie takiego prawa. Nawołuję do tego poprzez media. Dopiero kiedy kobiety masowo zaczną zabijać mężów, mężowie się zmienią.
Słucham?
To jedyne właściwe rozwiązanie. Mężczyźni w naturze mają stosowanie przemocy. Historia ludzkości jest historią mężczyzn. Zawsze panowali nad światem i rozumieją tylko przemoc.
Czy to, co Pani dzisiaj mówi jest efektem jakiejś nienawiści, która w Pani narastała?
Bił mnie ojciec, później bił mnie mąż. Czy uwierzy pan, że dopiero w 1987 roku, kiedy poznałam obecnego męża, zrozumiałam, że mężczyźni mogą być inni. Kobieta, która jest ofiarą mężczyzny, nie ma czasu rozglądać się dookoła i zauważać, że są mężczyźni lepsi od jej męża, może nawet są porządnymi ludźmi. Kobieta ofiara ma tylko jedną myśl – pokazać złemu mężowi, że w rzeczywistości jest lepsza, niż się jemu wydaje.
W obu Pani książkach wydanych w Polsce kobiety mają w sobie protest. Dlaczego nie mają dość siły, żeby odejść. Dlaczego Pani wcześniej nie odeszła od męża?
Ponieważ takie kobiety jak ja zazwyczaj nie mają pieniędzy.
Tylko o to chodzi?
Jak pan może pytać: tylko o to?! Pieniądze są najważniejsze. Rządzą światem. Załóżmy, że taka kobieta ma bogatego męża. Będzie potrzebowała wielu lat, żeby sądownie odzyskać swoją część majątku. Od 17 lat jestem po rozwodzie, a jeszcze nie zdołałam odzyskać połowy domu, który wspólnie z mężem zbudowaliśmy. Sam w nim mieszka. A ten dom ma 250 metrów kwadratowych. Prawo i sądy są po stronie mężczyzn.
Kim jest Tonka Babić, bohaterka Pani książki Ucho, gardło, nóż?
Ja na pewno nie jestem Tonką. Ona jest kobietą w moim wieku, nad którą życie odniosło zwycięstwo. Nie trzyma swojego losu w swoich rękach, o niczym nie decyduje. Jest biedna.
Na co czeka Tonka?
Na śmierć. Istnieje silny trend w dzisiejszej Chorwacji, wśród kobiet pomiędzy 35. a 50. rokiem życia, by uciekać w śmierć.
Nie rozumiem.
To kobiety w całkowitej depresji, które przestały interesować się sobą i życiem. Uciekają w śmierć. Wszystkie umierają na raka. Moja młodsza siostra niedawno umarła na raka. Moja najlepsza przyjaciółka ma 40 lat i choruje na raka. Moja kuma też ma raka. Myślę, że rak jest ich sposobem na odejście ze świata, przeciwko któremu nie mogą walczyć. Moja następna książka jest opowieścią o tych kobietach.
Rak jako choroba psychosomatyczna?
Oczywiście. Tak samo myślą naukowcy. Najlepiej uwidoczniło się to w Sarajewie. Dopóki trwała wojna i ludzie byli pełni adrenaliny, nie potrzebowali lekarzy. Po wojnie zaczęli masowo umierać na raka.
Ile jest autobiografii w Pani książkach?
Każdy pisarz opowiada o sobie. Oczywiście, że nie mogłabym pisać, gdybym we własnym życiu była dużo bardziej nieszczęśliwa niż moje bohaterki. Myślę, że nieszczęśliwi ludzie nie mają ani inspiracji ani siły, żeby tworzyć jakiekolwiek dzieła.
A Pani podobają się bohaterki, jakie Pani stworzyła? Lubi je Pani?
Ja ich nie lubię. Ja je rozumiem.
Co dokładnie Pani rozumie?
Ich cierpienie. Ale żałuję, że nie są bardziej odważne, że nie są silniejsze i że nie zrobiły czegoś dla siebie.
W Pani książkach znajdują się wyraźne motywy z Pani życia. Czytałem wywiady z Panią, w książkach znalazłem sceny, o których Pani w tych wywiadach mówiła. Na przykład w Miłości od ostatniego wejrzenia główna bohaterka wylewa ojcu na głowę garnek z zupą.
To właśnie zrobiłam. Chciałam zabić swojego ojca. Ale odeszłam z domu.
Jest też scena – sen, w którym bohaterka idzie do starego i chorego ojca i próbuje z przyjaciółką go rozebrać. Mówi przy tym, że ojciec nie jest niczym innym jak chudymi nóżkami i małym fiutkiem.
Niestety, chciałabym, żeby tak było. Mój ojciec ma 85 lat, ledwo się porusza, jest chory na serce, ale jest tak samo zły i złośliwy jak wtedy, kiedy miał 30 lat. Wiem to od siostry, która mu pomagała.
Czy mężczyźni powinni się Pani bać?
Mężczyźni się mnie boją.
Dlaczego?
Bo rozpoznają we mnie mężczyznę. Czują, że noszę w sobie całkiem męską nienawiść przeciwko nim. Jak bardzo prowokuję mężczyzn, świadczy choćby incydent, jaki mi się przydarzył w warszawskiej księgarni Empik. Podpisywałam książki. Przyszedł warszawski biznesmen z pochodzenia Chorwat. Uderzył mnie w głowę, wręczając kartki z napisami: „Ty gówno, Ty śmieciu.” Zrobił to, bo w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” powiedziałam, że Tudjman był faszystą. Powiedział, że opłaci morderców, którzy znajdą mnie w Rijece. Później dowiedziałam się, że ten człowiek jest jednym z najbogatszych ludzi w Polsce. Dowiedziałam się też, że zadzwonił do naszego ambasadora i powiedział, że powinien zawiadomić Zagrzeb, że dokonałam zdrady ojczyzny.
Jak Pani zareagowała?
Przyzwyczaiłam się do tego.
W swoim kraju wzbudza Pani takie emocje?
Zawsze u mężczyzn. A szczególnie u krytyków literackich.
Dlaczego u nich?
Dlatego, że uważają, iż odnoszę zbyt duży sukces, a jestem słabym pisarzem. Mówią, że chorwaccy pisarze są bardzo dobrymi autorami, ale nikt ich nie czyta.
A może sama Pani prowokuje?
Większość kobiet myśli podobnie jak ja, tylko boi się wypowiedzieć swoją opinię. Nie jestem radykalna, jestem odważna.
Lubi Pani prowokować?
Lubię mówić to, co myślę.
W Pani książkach wraca motyw teatralny. Tonka Babić mówi do czytelników, że zamknęła ich w prywatnym teatrze. Bohaterka Miłości od ostatniego wejrzenia mówi, że sama jest wielką aktorką.
Bardzo dobrze pan to zauważył. Myślę, że istotą każdej kobiety jest być aktorką. Myślę, że żadna kobieta nie może przeżyć, jeśli nie zagra co najmniej 10 ról dziennie. Musimy być dobrymi córkami, mamami, pracownicami odnoszącymi sukces, zadowolonymi kochankami, dobrymi kucharkami, roześmianymi koleżankami z pracy, pocieszycielkami mężów, dobrymi przyjaciółkami i to wszystko w ciągu jednego dnia.
Gra Pani?
Też jestem aktorką. Rzadko kiedy mówię prawdę. Myślę, że wszyscy grają. I że większość ludzi myśli, że mówi prawdę. Wiem, że są kłamcami takimi samymi jak ja.
Co z tego, o czym mi Pani powiedziała jest prawdą?
Gdybym mówiła prawdę, odpowiedziałabym panu. Ale nie chcę mówić prawdy. Pan nie jest księdzem, a ja nie jestem grzesznicą. Sprzedaję się jak produkt. Dzisiaj postanowiłam być odleciana, jutro będę depresyjna, a pojutrze być może wesoła i pełna optymizmu. Za kilka dni, nie jest to wykluczone, spoliczkowałabym pana. Dzisiaj mam takie poczucie, jakbym rozmawiała z własnym synem, a synowi nigdy nie mówię prawdy.
Co czuła Pani oglądając monodram Krystyny Jandy według własnej książki, ten monolog Tonki Babić, opętanej wojną kobiety, która krzyczy przeciwko wszystkiemu?
W ogóle nie myślałam, że to mój tekst. Po prostu rozkoszowałam się fenomenalną grą i myślałam: Boże, jaka ta kobieta jest szalona.
Jak wytłumaczyć, czym była wojna Serbów i Chorwatów, o której opowiada Tonka?
Myślę, że to był konflikt z zewnątrz sprowokowany przeciwko Jugosławii. Miał na celu podzielić między Francję, Niemcy, Amerykę, Austrię wielki rynek.
Czy w ogóle jesteśmy w stanie zrozumieć, o co w tej wojnie chodziło?
Nawet my nie zrozumieliśmy, więc jak mają zrozumieć Polacy? W ciągu jednej nocy wszyscy nasi serbscy sąsiedzi zostali naszymi śmiertelnymi wrogami. Jugosławia była czymś najgorszym na świecie. A my, którzy kiedyś byliśmy Jugosłowianami, w ciągu jednej nocy musieliśmy stać się wielkimi Chorwatami. I teraz w czasie pokoju mamy zrozumieć, że zginęło wielu ludzi, po to aby dziesięć osób w Chorwacji mogło zarobić miliony dolarów. To jedyna rzecz, która po tej wojnie została.
Tonka mówi, że ludzie pytają, dlaczego ta rzeź była taka wielka i odpowiada pytaniem: jaka rzeź w ogóle jest mała. Czy dzisiaj ludzie zadają sobie takie pytanie?
W dzisiejszej Chorwacji ludzie nie mają na to czasu, bo walczą o przetrwanie.
Czy relacje Serbów i Chorwatów mogą być normalne? Udają, zapominają?
Politycy, którzy zmusili nas do nienawiści teraz zmuszają nas do miłości, ale to wcale tak łatwo nie przychodzi.
W monologu Tonki Ucho, gardło, nóż opisuje Pani transmitowany przez telewizję pogrzeb dziecka. Jego ciało spoczywa w białej trumnie, następuje narodowa psychoza. Ale wszystko okazuje się w końcu wykreowaną przez media fikcją. Taka historia naprawdę się wydarzyła?
To jest prawda. To była manipulacja, której celem było obudzić w Chorwatach nienawiść do Serbów. Tak się działo codziennie. Pracą mediów było obudzić nienawiść.
W jaki sposób prawda wyszła na jaw?
Kobieta, która pracuje w telewizji, już po wojnie opowiedziała o tym w wywiadzie. Ale nikt nie uznał, że jest to jakaś wielka historia.
Pamięta Pani inne?
Pamiętam, że gazety drukowały imiona, nazwiska, adresy i numery telefonów Serbów, umieszczając przy tym komentarze, że ci ludzie są zabójcami, handlują bronią, że są szpiegami. Niektórych zabili sąsiedzi. Inni uciekli, a wtedy sąsiedzi zajęli ich mieszkania. W Rijece wydrukowano dane pewnego człowieka z komentarzem, że jest Serbem, czetnikiem i zabójcą. Wszystko dużymi literami. W następnym numerze ukazało się sprostowanie - małymi literami. Gazeta wyjaśniła, że ten człowiek nie był Serbem tylko Chorwatem. Napisano też, że zginął broniąc Chorwacji.
W co można wierzyć po takiej wojnie?
W nic. Dlatego Chorwaci, którzy walczyli, masowo popełniają samobójstwa. Zrozumieli, że walczyli o nic. Dokonują samospaleń, wieszają się, wysadzają swoje domy w powietrze. Ostatnio pewien mężczyzna sam dla siebie wykopał grób, zrobił trumnę, położył się w niej i wysadził w powietrze. Inny piłą obciął sobie głowę. W ten sposób pokazują bezsens tej wojny. To się dzieje codziennie.
W co Pani wierzy?
W miłość.
Napisała Pani, że w czasie wojny człowiek staje się tym, kim jest naprawdę. Poznała Pani siebie lepiej?
Siebie i innych. Ludzie nie podobają mi się. Łatwo ulegają manipulacjom. I są dużo głupsi, niż sądziłam.
Co odkryła Pani w sobie?
Że jestem bardziej krucha, niż sądziłam, i że losy świata dotykają mnie dużo bardziej niż bym sobie tego życzyła. Żyję bardzo dobrze, ale w duży smutek wprawia mnie sytuacja, w której inni mają gorzej.
Czuje się Pani ofiarą?
Ofiarą tej wojny? Absolutnie. Myślę, że wojna wszystkim Chorwatom zniszczyła życie i przyszłość.
Co Pani straciła?
Spokój ducha i wiarę w dobroć ludzi.
Co Panią najbardziej dotknęło?
W Zagrzebiu na początku wojny ludzie w mundurach wojska chorwackiego weszli do jakiegoś domu i zabili człowieka. Zrobili to tylko dlatego, że był Serbem. Zrobili to w mieście, w którym wojny nie było. Potem wyprowadzili na śmietnisko jego żonę i 10-letnią córkę. Zawiązali im oczy. Zabili je. Ta rodzina nazywała się Zec. Zakopali zwłoki w śmieciach. I kiedy na podwórku ojciec leżał martwy, pozostała dwójka dzieci uciekła do sąsiadów. Zabójcy przyznali się do tego, co zrobili. Ale, kiedy przyznawali się do tego na posterunku policji, nie był obecny adwokat. Ich zeznania okazały się więc nic niewarte pod względem prawnym. Wypuszczono ich na wolność.
To były bliskie Pani osoby?
Nie. Ale ta dziewczynka w tym czasie miała tyle lat, ile moja córka.
Czy umie Pani wybaczać?
Gdybym mogła, to bym tych wszystkich ludzi zabiła. A oni chodzą ulicami, piją kawę w kawiarniach, udzielają wywiadów.
Czy dzisiaj jest Pani silna?
Myślę, że jestem coraz słabsza.
Z czego to się bierze?
Myślałam, że nieszczęście dotyka mnie tylko w Chorwacji. Ale tak nie jest. Teraz rozmawiamy w Warszawie, a ja wciąż to czuję.
Pani książki pokazują, że agresja przechodzi z pokolenia na pokolenie, w rodzinach powiela się negatywne wzorce. To się nigdy nie skończy?
Moje życie się zmieniło. Jestem pisarką i pisuję felietony w jednym z najważniejszych czasopism chorwackich. Swoją pracę traktuję jako rodzaj misji. Chcę pokazać problem, o który mnie pan teraz zapytał. Bardzo ważne jest, żeby tak zwane zwykłe kobiety, zobaczyły, że kobiety sukcesu też są ofiarami. Myślę, że pomóc kobietom można tylko pokazując im, że się udało.
Dlaczego więc nie napisała Pani książki z happy endem o kobiecie, która zmieniła swoją sytuację, tylko o kobiecie, która tkwi w permanentnej beznadziei i jedyne, co jej zostaje, to albo popełnić samobójstwo albo zabić męża?
To interesujące pytanie. Ale moja sytuacja jest raczej wyjątkowa. Napiszę książkę z happy endem, kiedy miliony kobiet znajdą się w mojej sytuacji. Poza tym traktuję swoje szczęście jako coś intymnego, czego nie chcę dzielić ze światem.
Czy Pani książki mają rolę terapeutyczną?
Dla mnie tak. Nie wiem, jak działają na innych.
A Pani rodzina je czytała?
Dzieci nie, mama tak.
Co powiedziała? Rozpoznała w nich siebie?
Dzieci i ja bardzo się baliśmy, jak zareaguje. Jest już stara i chora. Ale ona nie rozpoznała siebie. I zapytała mnie, kim jest ta kobieta, która w powieści jest matką głównej bohaterki.
I co Pani odpowiedziała?
Że jest wymyślona.
Myśli Pani, że w to uwierzyła?
Nie. Ludzie nigdy nie widzą siebie takimi, jakimi są.
Jak wygląda pokolenie Pani dzieci? Jak one wspominają wojnę?
Nie myślą o wojnie. Wiele z nich się narkotyzuje. Wiedzą, że dzięki szkole, ciężkiej pracy niewiele można osiągnąć. Dzieci bogaczy osiągają sukcesy, a dzieci biedaków przepadają.
Nie chcą pamiętać?
W Chorwacji już nikt nie mówi o wojnie.
Jakie lęki w Pani nie zginęły?
Najsilniejszym lękiem jest ten o życie moich dzieci. O innych sprawach nie myślę.
W mediach jest Pani silna. Czy media są Pani potrzebne?
Nie istniałabym bez nich.
Czy Pani siła jest pozą?
Absolutnie tak. A to, co w środku, to mój problem.
Czy trudno jest się z Panią zaprzyjaźnić?
Nie. Lubię ludzi.
A o czym Pani marzy?
Mam 56 lat. Żyję z dnia na dzień. Nie mam wielkich marzeń. Staram się znaleźć piękno w małych rzeczach. Dzisiaj cały dzień spędziłam na bazarze staroci na Kole. Kupiłam srebrne sztućce i stare torebki i myślę, że dzisiejszy dzień był dla mnie bardzo piękny.
O czym jest Pani najnowsza książka?
Murzyni we Florencji jest opowieścią o pokoju chorwackim. Myślę, że jest gorszy od wojny. Postacie to: matka w moim wieku, jej mąż - zbrodniarz wojenny, jej matka, jej córka i syn. A w brzuchu córki dwa małe płody, które boją się, że ich mama pójdzie na skrobankę, i z wewnątrz brzucha komentują rzeczywistość. Każda z tych postaci ma swoją opowieść, którą nagrywa na taśmę. Syn chciał być pisarzem, ale mu to nie wychodziło. Wymyślił, że każdemu da taką taśmę. Wytłumaczył, że Amerykanie chcą wiedzieć, co myślą Chorwaci. W rzeczywistości to miała być jego książka o dzisiejszej Chorwacji.
Skąd ten tytuł?
Ponieważ babcia usłyszała, że we Florencji są Murzyni, którzy sprzedają parasole. I że to jedyni ludzie w Europie, którzy żyją gorzej niż emeryci w Chorwacji. Ta babcia chce pojechać do Florencji, żeby ich zobaczyć. A moją tezą jest to, że wszyscy jesteśmy Murzynami we Florencji.
Happy end?
Happy endu nie będzie.